Ludzie chcący się rozwijać czy praktykować duchowo często mierzą się z tym odwiecznym problemem. Czogjam Trungpa Rinpocze – jeden z pierwszych nauczycieli tantrycznego buddyzmu na Zachodzie oraz nauczyciel dr Reginalda Ray (ojca Medytacji Somatycznej), aby przybliżyć ten mechanizm zachodnim odbiorcom rozpropagował pojęcie duchowego materializmu. Działo się to jeszcze zanim John Welwood wprowadził inne znane pojęcie duchowego bypassingu, które dotyka podobnej problematyki. Duchowy materializm stał się głównym tematem bestsellera opartego na wykładach Trungpy o tytule „Wolność od Duchowego Materializmu” (ang. „Cutting Through Spiritual Materialism”). Oczywiście o tym zagrożeniu mówiło się już tysiące lat temu a nawet ostrzeżenia przed nim były obecne w mitologii i życiorysach założycieli wielkich religii. Przykładami mogą być Jezus kuszony przez szatana na pustyni czy Mara próbujący zakłócić medytację Buddy pod drzewem Bodhi.
Autentyczna praca nad sobą powinna prowadzić do większego kontaktu z sobą i rzeczywistością oraz uwalniania od nawykowych tendencji i ograniczeń. Powinna czynić nas mądrzejszymi i bardziej współczującymi ludźmi. Często jednak zostaje wypaczona i służy czemuś zgoła przeciwnemu. Z tym zagrożeniem można się spotkać na dowolnym etapie własnej ścieżki i może ono przyjmować różne formy. Może na przykład przejawiać się w postaci eskapizmu. Człowiek wykorzystuje duchowość jako sposób ucieczki od życia. Zamiast zmierzyć się ze swoim bólem i cierpieniem, w ten sposób transformując negatywne wzorce, ulegamy pokusie wyparcia. Polega ono na tym, że odcinamy się od swoich myśli i trudnych emocji. Można to sobie łatwo usprawiedliwić mądrymi cytatami mówiącymi o tym jak oświecony człowiek jest wolny od cierpienia, negatywnych emocji czy zdolny do przebywania w medytacyjnym wchłonięciu niesplamionym myślą. Niestety podejście polegające na zaprzeczaniu problemom przypomina zamykanie oczu w konfrontacji z problemem. A ten wcale nie znika a zaczyna działać poza świadomością, zostaje zepchnięty do podświadomości, gdzie staje się jeszcze bardziej destrukcyjny. Jedną z formą tego mechanizmu jest zatrzymanie się w rozwoju i podtrzymywanie niezdrowych nawyków tłumacząc sobie, że „przecież wszystko jest doskonałe a nasza prawdziwa natura jest czysta i oświecona”. Tego rodzaju prawdy absolutne nie powinny być wykorzystywane do usprawiedliwiania duchowego lenistwa czy stagnacji w rozwoju chyba, że ktoś faktycznie dotarł do poziomu w którym doskonale panuje nad swoim umysłem, jest niewrażliwy na ból, głód i nie czuje najmniejszego lęku w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia. W innym wypadku mamy do czynienia z powierzchownym, sztucznym, intelektualnym wglądem i zwyczajnym papugowaniem słów oświeconych mędrców bez faktycznego zrealizowania ich w swoim życiu. W wyjątkowo niezdrowych przejawach tej tendencji ludzie popadają w apatię i nihilizm. Stają się niewrażliwi na innych, zaniedbują codzienne obowiązki czy chodzą brudni i żyją w bałaganie. Bo po co tracić czas na takie przyziemne, nieoświecone aktywności? Oczywiście można zamknąć się na długie lata na medytacyjnym odosobnieniu czy wyjechać w egzotyczną podróż do Azji. Ale zabieramy wszędzie ze sobą swoje nawyki i tendencje z którymi trzeba się prędzej czy później zmierzyć. Przeciwną do powyższej równie ekstremalną postawą jest chęć umacniania swojego ego przez fiksację na ciągłym rozwoju. Czasem wydaje się nam, że jeżeli zmienimy całe swoje podejście do wszystkich spraw i wywrócimy życie do góry nogami, to będzie to świadczyć o naszym rozwoju lub gotowości do niego. Zmiana modelu życia z hippisa na chodzącego w garniturze pracownika korporacji lub odwrotnie często jednak fundamentalnie niewiele zmienia a grozi umocnieniem egocentryzmu poprzez poczucie, że teraz stoimy po tej właściwej stronie. Trungpa określił zgrabnie takie podejście jako „fałszywy heroizm”. Szczególną pułapką jest przywiązanie do mistycznych doznań i duchowych doświadczeń. Chyba najbardziej jaskrawym jej przykładem jest ktoś zaniedbujący trzeźwą pracę nad sobą i kompulsywnie zażywający psychodeliczne substancje takie jak LSD po to, ażeby pod ich wpływem doświadczać wizji bóstw, oświeconych istot czy przeżywać odmienne stany świadomości. Potem może o nich opowiadać przyjaciołom o podobnych zainteresowaniach budując sobie dumę i duchową tożsamość kogoś, kto doświadczył czegoś niezwykłego. Oczywiście nie chodzi o to, żeby odrzucać z góry takie narzędzia. W końcu z USA przychodzą do nas doniesienia o obiecujących wynikach badań nt. wykorzystania psylocybiny do leczenia depresji a południowoamerykańscy curranderos od wieków używali Ayahuaski do uzdrawiania swoich pobratymców. Problemem jest przywiązanie do mistycznych doświadczeń i hajów kosztem realnej, codziennej, konsekwentnej pracy nad sobą i życie od jednego wzlotu do kolejnego nie robiąc nic z czasem pomiędzy. Nawet medytacja źle stosowana może prowadzić do zbliżonych skutków. Podobnie można traktować duchowe instrukcje czy warsztaty rozwoju – kolekcjonować setki metod i otrzymywać kolejne wyjaśnienia czy wskazówki, żeby poczuć się lepiej i podtrzymywać iluzję kogoś, kto duchowo się rozwija. Warsztat czy odosobnienie (być może zorganizowane w pięknym egzotycznym miejscu) się kończy a codzienna rzeczywistość wydaje się szara, pusta i nudna. Prędzej czy później nastrój się pogarsza i trzeba jechać po kolejną dawkę obecności duchowego guru. A tymczasem można nie robić tak naprawdę nic, nie przestrzegając żadnej dyscypliny i kręcąc się w kółko. Podobnie można popadać w myślenie życzeniowe i fantazje. Pozytywne myślenie dobrze użyte może pomóc wyciągnąć człowieka z pętli negatywnej samokrytyki i zestroić z rzeczami, które bardziej mu służą. Można jednak wpaść w pułapkę myślenia przyjemnych i miłych myśli – i zaniedbywania konkretnych, fizycznych działań. Łatwo jest przeżywać w medytacji stany rozpłynięcia w oceanicznej miłości i życzyć wszystkim istotom szczęścia. Opierając się tylko na tym można wytworzyć sobie obraz samego siebie jako świętego, dobrego i mądrego. Czasem jednak okazuje się, że potem ktoś nadepnie nam na odcisk i cała błogość miłych myśli rozwiewa się i zamienia w gniew lub irytację. Nasze pozytywne intencje są najlepiej sprawdzane przez to, jak odnosimy się do najbliższego otoczenia. Czy pomagamy innym czy w czasie kiedy nasze brudne naczynia piętrzą się w zlewie i utrudniają życie współlokatorom myślimy jak to życzymy wszystkim istotom oświecenia? Dobrym papierem lakmusowym jest rodzina i to jak radzimy sobie w relacjach z najbliższymi. Innym przykładem myślenia życzeniowego jest nieumiejętne wykorzystywanie modlitwy i intencji. Żadne mantry czy praktyki przyciągające bogactwo nie zadziałają, jeżeli nie podejmiemy fizycznych kroków takich jak podjęcie jakiegoś projektu czy zmiana pracy. Innym popularnym mechanizmem jest popadanie w coś, co Trungpa nazywa babcinym współczuciem. Zamiast być asertywną i szanować własne granice, osoba dotknięta tą tendencją daje sobie wchodzić na głowę i utwierdza innych w tym, że ich agresja lub manipulacje ujdą im na sucho. Zamiast zareagować konstruktywną krytyką na negatywne tendencje w otoczeniu myśli „oświecona osoba nie osądza”. Takie fałszywe współczucie przypomina babunię, która pozwala niesfornym wnukom na coraz bardziej niegrzeczne zachowania. Problemem może być też duma czerpana ze swoich wglądów czy duchowych przeżyć. Może ona prowadzić do traktowania innych ludzi z góry, budowania sobie własnego obrazu jako osoby świętej i nieskazitelnej albo rozwijania roszczeniowej postawy . W najbardziej ekstremalnych formach prowadzi do zainteresowania ezoterycznymi technikami, które dadzą możliwość manipulowania rzeczywistością czy innymi istotami wyłącznie dla własnej, egoistycznej korzyści czy wykorzystywania duchowości do tworzenia organizacji czy pięcia się w hierarchii instytucji religijnych po to, aby uzyskać pozycję i władzę nad innymi. Najsubtelniejszy przejaw duchowego materializmu polega na budowaniu sobie historii na temat swoich niezwykłych przeżyć oraz przywiązaniu się do górnolotnych idei czy duchowych terminów. Zamiast wciąż na nowo, świeżo i z pokorą doświadczać rzeczywistości i wchodzić z nią w bezpośredni kontakt, umysł chciałby złapać i zamrozić stany otwartości i wolności, których może doświadczyć np. dzięki medytacji. Myśli typu „chciałbym aby to trwało dłużej”, „to jest oświecenie”, „nie chcę tego stracić” jednak są właśnie tym, co sprawia, że oddalamy się od przebłysków zrozumienia w sidła nawykowego myślenia. Owo nawykowe myślenie operuje też na zasadzie wspomnień toteż może się tak stać, że zamiast być obecni w danym momencie po prostu wspominamy duchowe doświadczenie i próbujemy je odtworzyć za pomocą myśli o przeszłości. Koncepcje takie jak „Pustka”, „Absolut” czy „Czysta Świadomość”, mogą być użyte do wskazywania na doświadczenia, które w swej naturze są pozakonceptualne i niewyrażalne. Istnieje jednak niebezpieczeństwo pomylenia tych koncepcji z faktycznym wglądem. Zamiast autentycznego doświadczenia nagiej rzeczywistości – tkwimy w koncepcji, wyobrażeniu, myśli. Przypomina to oddzielanie się od rzeczywistości za pomocą szyby lub zniekształcania jej za pomocą filtra. Niestety nawet niekonceptualne stany jedności ze wszystkim czy rozpłynięcia się w absolucie czy kompletnej ciszy w umyśle mogą być barierą do autentycznej wolności. Jeżeli nie uzyskujemy wglądów prowadzących do rozmontowania najsubtelniejszych nawyków samooszukiwania się czy niezdrowego przywiązania, to niezwykłe, niewyrażalne żadnym pojęciem absorpcje medytacyjne są tylko rodzajem wakacji od codzienności. W pewnym momencie stan takiego wchłonięcia po krótszym lub dłuższym (czasem trwającym lata) okresie kończy się i na nowo uruchamiają się stare nawyki. Takie duchowe przeżycia mogą stać się niezauważalnie rodzajem złotej klatki lub złotych łańcuchów, których ego używa, aby znaleźć bezpieczne schronienie. Ego, które przeżywa to wszystko, widzi i doświadcza tych niezwykłych stanów . Niestety może się okazać, że takie podejście zamiast prowadzić do wolności, miłości i nas relaksować – prowadzi tylko do kolejnych napięć, ograniczania się i wzrostu egocentryzmu. Co w takim razie robić? Jest to temat na osobny artykuł… Na początek warto pamiętać, że kluczowa jest świadomość naszych własnych ograniczeń i tendencji umysłu. Jak to dobrze ujął Trungpa „oświecenie zawiera w sobie widzenie wyraźniej swojego pomieszania”. Nie chodzi to aby uciec od problemów – nie szukamy drogi ucieczki od życia i jego problemów, ale tak naprawdę szukamy drogi do wejścia w nie i życia w pełni.
0 Komentarze
Twój komentarz zostanie opublikowany po jego zatwierdzeniu.
Odpowiedz |
AutorTkanka.eu Kategorie
Wszystkie
Archiwa
Lipiec 2022
|