Poprzedni artykuł na blogu zajmował się pułapkami duchowego materializmu. Zdiagnozować problem jest łatwo - ale jak znaleźć rozwiązanie? Początkowo chciałem poprzestać na poprzednim tekście, ale Veronika wskazała mi, że nie powinienem pozostawiać czytelnika z diagnozą problemu bez zajęcia się rozwiązaniami. Na wstępie muszę zaznaczyć, że jako zwykły człowiek nie jestem w tym tekście podać pewnego przepisu na uniknięcie duchowego materializmu pt. “Rób tak a tak i to na pewno zadziała”. Nie chciałem też, żeby tekst był kalką albo streszczeniem rad Czogjama Trungpy z książki “Wolność od Duchowego Materializmu” - możecie w końcu przeczytać książkę. Poniższe stanowi bardziej zapis moich refleksji na podstawie własnych zmagań z duchowym materializmem i jest zaproszeniem dla Ciebie czytelniku do refleksji i badania tych kwestii w życiu codziennym.
Zagadnienie jest nie jest łatwe (w związku z tym tekst nie będzie krótki), ponieważ ciężko jest o uniwersalne odpowiedzi - niemniej być może właśnie to jest paradoksalnie kluczem do ich znalezienia. O co chodzi z tymi uniwersalnymi odpowiedziami? To łaknienie znalezienia definitywnej odpowiedzi pcha nas w sidła duchowego materializmu. Pragnienie umysłu, żeby wiedzieć i mieć gotowy i łatwy schemat postępowania, który zadziała w każdych warunkach. Próba znalezienia jakiegoś punktu odniesienia względem którego wszystko sobie ustawimy. Duchowość i rozwój są kwestiami otwartymi, dotyczą sfery transcendencji i nieograniczoności. Punkty odniesienia automatycznie tworzą ograniczenia - a rozwój ma być przekraczaniem takich schematów i ograniczeń. KRYTYCZNE PODEJŚCIE DO DUCHOWOŚCI I to prowadzi nas do ważnej kwestii… Zastanawiając się jak żyć świadomie i w sposób pełen znaczenia i duchowej głębi - oczekujemy łatwej odpowiedzi. Np. “rób tak a tak i wszystko będzie dobrze. Jeżeli będziesz taki jak Guru X czy Guru Y i we wszystkim będziesz kopiować jego zachowania, to na pewno osiągniesz oświecenie.” Doskonałym przykładem niezdrowych konsekwencji takiego podejścia jest choroba Lucknow. Poszukiwacze duchowi wybierali się do tego miasta, aby spotkać żyjących tam mędrców nauczających nie-dualizmu i metod Badania-Ja Advaity (tzw. Self Enquiry), które polega na szukaniu źródła myśli i chwilowych przeżyć. Wielu z nich zamiast stosować właściwie tą metodę i faktycznie szukać źródła myśli - głównie papugowało i powtarzało stwierdzenia takie jak “Kto to wszystko widzi?” lub “Kim jest ten, który to widzi?” mające inicjować proces tych poszukiwań. W efekcie wielu białych ludzi snuło się po hinduskim Lucknow jak zombi pytając “Kto to wszystko widzi?”. Wielu zaczęło też używać wskazówek na wyjście poza uwikłanie w treść myśli jako broni w dyskusjach np. Pytając “Kto to wszystko widzi?”, żeby podważyć jego argumenty, odrzucając je mówiąc “To tylko Twoje ego” lub wreszcie próbując unikać odpowiedzialności za swoje pomyłki mówiąc “nie ma żadnego ja” lub “ego jest iluzoryczne”. Takie zabiegi są znane jako Advaita Shuffle. Żeby to zilustrować wyobraźmy sobie Jana, który źle zrozumiał intencję takich wskazówek do medytacji czy badania swojego umysłu i kiedy zatrzymuje go policjant mówiąc “Przekroczył Pan prędkość! Jeździ Pan niebezpiecznie” Jan odpowiada “nie ma żadnego ja, które mogłoby przekroczyć prędkość”. Tego typu zabiegi są wykorzystywane przez niektórych nieuczciwie w dyskusjach internetowych na forach poświęconych medytacji, nie-dualizmowi lub używane przez fałszywych guru do uciszania sceptycznych, zgłaszających wątpliwości uczniów. Wreszcie w środowiskach wielu początkujących poszukiwaczy można spotkać lęk przed używaniem słowa “Ja” w swoich wypowiedziach - nawet jeżeli chodzi o zwykłe, codzienne sytuacje. Wniosek płynący dla nas z tego jest dosyć prosty - nie powinniśmy myśleć, że samo przyjmowanie słów mędrców, imitowanie ich zachowania czy papugowanie ich wypowiedzi będzie oznaczać, że będziemy się rozwijać. Powracając do Czogjama Trungpy - powiedział kiedyś, że nie powinniśmy podchodzić do duchowych nauk jak jamochłony, które bezkrytycznie wszystko przyjmują. Powinniśmy rozwinąć w sobie zdolność krytycznej oceny, wątpić, badać, poddawać to co słyszymy refleksji. Tylko w ten sposób sami się czegoś nauczymy, wyjdziemy poza zawężone schematy nawykowego myślenia. Inaczej konsumujemy tylko jakąś treść - jak duchowego Big Maca - i wypychamy się tak pustymi kaloriami. Być może nawet zaszkodzimy sobie w ten sposób... PO OWOCACH POZNACIE Doskonała rada jak podchodzić pracować z otrzymanymi wskazówkami duchowymi została zawarta przez Gautamę Buddę w tekście znanym jako Kalama Sutta, który jest częścią tzw. Kanonu Palijskiego. Brzmi ona: “Tak jak powiedziałem Kalamowie: Nie podążajcie za podaniami, za legendami, za tradycjami, za pismami, za logicznymi przypuszczeniami, za wnioskowaniem, za analogiami, za dochodzeniem do porozumienia poprzez rozważanie poglądu, za prawdopodobieństwem czy za myślą “Ten kontemplujący jest naszym nauczycielem.” Kiedy będziecie sami wiedzieć, że “Te jakości są zręczne [przyp. Przybliżają do wolności i duchowej dojrzałości]; te jakości są nienaganne, te jakości są chwalone przez mądrych, te jakości, kiedy przyjęte i wprowadzone w czyn, prowadzą do dobrostanu i szczęścia - wtedy powinniście w nie wejść i w nich pozostawać.” (źródło: tłumaczenie własne na podstawie strony ze zbiorem tekstów Kanonu Palijskiego “Access to Insight” https://www.accesstoinsight.org/tipitaka/an/an03/an03.065.than.html ). Kalamowie prosili Buddę o radę, ponieważ w ich mieście pojawiało się wielu nauczycieli duchowych, którzy głosili sprzeczne poglądy, zwalczali się i Kalamowie nie wiedzieli, które nauki są właściwe. Tekst Kalama Sutty jest często umieszczany w uproszczonej formie na memach czy motywatorach, błędnie cytowany w internecie, wyrywany z kontekstu i błędnie interpretowany jako swoiste “nie musicie słuchać autorytetów ani polegać na mądrych książkach, tylko róbta co chceta”. Tak oto cytat Buddy wymierzony przeciwko duchowemu materializmowi sam stał się ofiarą duchowego materializmu. Żebyśmy mogli rozumieć na czym polega błąd interpretacyjny i bazować na autentycznym rozumieniu tekstu w dalszych rozważaniach warto zacytować notkę od tłumacza z Access to Insight: “Chociaż ta rozprawa jest często cytowana jako carte blanche [przyp. przyzwolenie] Buddy na podążanie za własnym poczuciem dobra i zła, to faktycznie mówi ona coś dużo bardziej rygorystycznego. Za tradycjami nie powinno się podążać po prostu dlatego, że są tradycjami. Podania (takie jak podania historyczne albo wiadomości) nie są czymś za czym należy podążać tylko dlatego, że źródło wygląda na godne zaufania. Własne preferencje nie są czymś za czym warto podążać tylko dlatego, że wydają się logiczne albo rezonują z naszymi uczuciami. Zamiast tego, każdy pogląd lub przekonanie musi być testowane na podstawie rezultatów do jakich prowadzi, kiedy zastosuje się w działaniu. Żeby chronić się przed możliwością jakiejkolwiek tendencyjności czy ograniczeń we własnym rozumieniu tych rezultatów - muszą być one porównywane z doświadczeniem ludzi, którzy są mądrzy. Zdolność do kwestionowania i testowania swoich poglądów we właściwy sposób jest nazywana właściwą uważnością [przyp. warto tutaj zauważyć, że tak rozumiana jest uważność w kontekście buddyjskim podczas, gdy potoczne rozumienie słowa uważność wśród wielu współczesnych medytujących oznacza coś w rodzaju skupienia czy koncentracji na danej czynności lub bycia świadomym własnych doznań, myśli itd.]. “ (źródło: tłumaczenie własne) https://www.accesstoinsight.org/tipitaka/an/an03/an03.065.than.html Taka opisana postawa sprzyja zarówno rozwojowi duchowemu jak i jest przydatna w dzisiejszych czasach, kiedy pozytywny wpływ nieograniczonego dostępu do wiedzy w internecie często jest niwelowany przez ludzki błąd poznawczy zwany efektem potwierdzenia lub błędem konfirmacji. W skrócie ludzie bardzo chętnie wybierają i powielają treści, które pasują do ich założeń, oczekiwań, preferencji czy uprzedzeń. W połączeniu z innym błędem poznawczym znanym jako efekt pierwszeństwa: łatwiej zapamiętujemy a w związku z tym bardziej jesteśmy skłonni wierzyć poglądom z którymi zetknęliśmy się wcześniej lub do których przekonaliśmy się wcześniej. Można uwolnić się od takich sztywnych schematów postrzegania i daje nam to zdolność rozwijania się - zamiast tkwić w sztywnych założeniach pasujących do naszej wizji siebie i świata (to, co współcześni poszukiwacze duchowi najczęściej określają jako ego) - możemy być otwarci na nowe informacje, wychodzić poza swoje ograniczenia, uwalniać od nich. W innym razie nie tylko ryzykujemy kurczowym trzymaniem się błędnych poglądów, ale również stajemy się łatwym celem rozmaitych fałszywych guru, manipulatorów czy ideologów, którzy będą chętnie odwoływać się do naszych oczekiwań i karmić nas naszymi własnymi uprzedzeniami najprawdopodobniej sprawiając, że będziemy za to jeszcze płacić na koniec. UMYSŁ POCZĄTKUJĄCEGO Wielu ludzi, którzy zainteresowali się duchowością wschodu czy ruchem New Age w przeszłości miało kiedyś zupełnie inny światopogląd a nierzadko byli go niezbicie pewni. Warto być uczulonym na to, że różne interpretacje na temat świata, które mamy teraz - mogą również okazać się w przyszłości niewystarczające. Lubimy wiedzieć, być pewni czegoś, mieć rację - “ja wiem, jestem pewien, doświadczyłem tego, mam rację…”. Taka postawa nie tylko zatrzymuje nas w miejscu, usztywnia, ale dodatkowo zamyka na innych - na inny punkt widzenia. Doskonałą radą jest kultywowanie czegoś, co mistrz Zen Shunryu Suzuki nazywał “umysłem początkującego”. Chodzi tutaj o podchodzenie do rzeczy ze świeżością i otwartością osoby początkującej. Zamiast pokładać ufność w treści podsuwanych przez umysł myśli takich jak “Znam to” - Suzuki radził wchodzić w sytuacje bez warunkowania się założeniami i przeszłymi doświadczeniami. Cytując go “W umyśle początkującego jest wiele możliwości, ale w umyśle eksperta jest ich niewiele”. POTĘGA OTWARTEGO PYTANIA Jedną z ciekawych rad wiążącą się w powyższym, na które miałem szczęście natrafić, jest sugestia, że jako ważne powinniśmy traktować samo pytanie. Nieuleganie odpowiedziom podsuwanym przez myśli jest szczególnie ważne w medytacji i badaniu percepcji za pomocą medytacji. Zamiast szukać gotowych odpowiedzi w umyśle pt “wszystko jest jednym”, “o - to jest to”, “to jest medytacja”, “to jest oświecenie”, “nie można o tym nic powiedzieć” lepiej jest zadawać pytania i badać strukturę i naturę wrażeń, myśli i spostrzeżeń - sprawdzając jak działają i jaka jest ich natura. Wychodzimy wtedy poza bycie zamkniętymi w treści myśli (co nie jest tożsame z ich negacją czy wyciszaniem) a bezpośrednio badamy charakter własnego doświadczenia. Zderzenie z niepewnością może wywoływać strach. Większość zabiegów ego ma na celu tworzenie bezpiecznego, przewidywalnego środowiska. Mierzenie się z nieokreślonością wymaga odwagi. Jak pisze Elizabeth Mattis-Namgyel (autorka “Potęgi Otwartego Pytania”): “Siłą jest nasza gotowość do pozostawiania obecnymi w obliczu niepewności”. MĄDRE CZERPANIE OD INNYCH Powróćmy do mądrych tekstów, świętych pism i nauczycieli. Przykład Kalama Sutty pokazuje, że ludzie potrafią przytaczać święte pisma ze słowami duchowego nauczyciela sprzed 2500 lat, żeby udowadniać, że nie potrzebują przejmować się słowami świętych pism i nauczycieli. Chociaż ten cytat wcale tego nie mówi i wskazuje na coś innego. To się nazywa pomieszanie! Poleganie wyłącznie na własnych pomysłach jest popularne w duchowych kręgach obecnie. W internecie łatwo spotkać ludzi, którzy idą jeszcze dalej i w ogóle obruszają się na cytowanie słów jakiegoś mędrca - nawołując do polegania na własnym doświadczeniu. Pytanie czy przemawia za tym autentyczne zrozumienie, amerykański hiperindywidualizm dominujący kulturę masową czy zwykłe dziecięce “JA SIAM”. Jest oznaką pokory być w stanie przyjąć słowa innego człowieka. Słowa z Kalama Sutty wskazywały na to, żeby nie przyjmować ich bezkrytycznie, pasywnie. Także chodzi tutaj o balans pomiędzy ekstremum narcystycznego zadufania we własnej wizji świata i łatwowierności połączonej z niską samooceną każącej bezkrytycznie wierzyć w to, co mówi autorytet. Teksty czy duchowi nauczyciele mogą nam wskazywać nowe pola do eksploracji, pomagać stawiać pytania i kwestionować utarte schematy. Jeżeli wiemy jak z nich korzystać, to stają się sprzymierzeńcami i przyspieszają nasz rozwój. Dzięki nim nie musimy uczyć się jedynie na swoich błędach, ale możemy uczyć się na błędach innych. Nie musimy wyważać otwartych drzwi. Jednocześnie szanujemy prosty fakt, że żyjemy w innych warunkach i mamy inne okoliczności niż nasz mentor czy autor inspirującego tekstu - stąd prawdziwie wymagający nauczyciel będzie zachęcać dojrzałego ucznia do samodzielności i brania odpowiedzialności za siebie. Wypada w tym miejscu wskazać, że aby nie podkręcać duchowego materializmu - warto sprawdzać źródła inspirujących cytatów, którymi się dzielimy - zbadać kontekst w jakim zostały powiedziane dane słowa. Mamy na to mało czasu prowadząc zajęte i szybkie życie. Ale lepiej jest poznać dobrze i właściwie jeden mądry tekst niż nieświadomie konsumować setki cytatów i mądrych sentencji niepewnego pochodzenia. Krótkie cytaty mogą być inspirujące i pomocne pod warunkiem, że korzystamy właściwie z dobrodziejstwa jakim jest nieograniczony dostęp do słów i wskazówek wybitnych myślicieli czy duchowych nauczycieli ze wszystkich stron świata i okresów historycznych. Stanowią również zaproszenie do dalszej eksploracji. Podobnie studiując stare tradycje dyscypliny medytacyjnej czy jogicznej warto odnosić naszą praktykę do najstarszych dostępnych tekstów źródłowych. Nie chodzi o to, żeby trzymać się sztywno form, które powstały w innym kontekście kulturowym. Jako współcześni ludzie musimy szukać współczesnych form wyrazu i sposobów pracowania z aktualnymi okolicznościami. To, co działało 2000 lat temu, nie będzie działać dzisiaj - w czasach internetu, smartfonów, sztucznej inteligencji… Niemniej znając oryginalny przekaz i znając a przede wszystkim rozumiejąc historię jego rozwoju chociaż w minimalnym stopniu - łatwiej nam odróżnić przejściowe formy od esencji. Możemy inspirować się przykładem tych, którzy byli przed nami i jak już zostało wspomniane - nie będziemy wyważać otwartych drzwi i powtarzać tych samych błędów. Co do nauczycieli nie jest tak, że każdy musi mieć swojego mentora albo mistrza duchowego, aby się rozwijać. Może być on jednak przydatny. Być może teraz czujesz sprzeciw, bo przecież najgłębszy nauczyciel jest tak naprawdę w nas samych. A może lepiej powiedzieć, że kiedy mamy właściwe podejście, to każda istota jest dla nas nauczycielem? Niemniej na pewnych etapach i pewnych ścieżkach warto pracować z bardziej doświadczonymi od nas - choćby ze względu na opanowanie technik medytacji czy jogi. Nauczyciel może nam pomóc nie wpaść w pułapki duchowego materializmu. W jaki sposób? Właściwy nauczyciel nie jest zainteresowany utwierdzaniem nas w naszych uprzedzeniach. Będzie skłaniać nas do refleksji i rzucać wyzwanie naszym schematom zachowania. Spełni też rolę lustra pokazującego nam nasze własne lęki czy oczekiwania, które będziemy na niego projektować (warto pamiętać, że te funkcje może spełniać też relacja nastawiona na rozwój - jak np. Relacja Tantryczna, której poświęcamy nasze warsztaty). Patrząc na to czysto pragmatycznie - będzie mieć pewnie znacznie większe doświadczenie w medytacji, pracy z oddechem czy innych przydatnych technikach. Jest świadom możliwych błędów i zagrożeń w praktyce a pracując z innymi uczniami może dodatkowo może mieć szeroką perspektywę na temat tego z czym mierzą się praktykujący. Praca z nauczycielem - zwłaszcza nauczycielem duchowym - jest bardzo obszernym tematem i nie sposób napisać w takim artykule o wszystkim. Warto jednak na koniec dla pożytku zainteresowanych nauczycielami duchowymi napisać, że nawet w Tantrze Buddyjskiej, gdzie aby faktycznie zaangażować się jej praktykę nauczyciel duchowy jest konieczny i niezbywalny (co wynika po prostu z mechaniki Tantry jako ścieżki duchowej - nie da się jej nauczyć z książek i relacja z drugim człowiekiem jest bardzo ważnym elementem jej praktyki), to uczeń ma prawo odmawiać wykonywania jego poleceń czy próśb, jeżeli przeczą one zasadom moralnym (np. Nie zgadzają się z Dharmą w przypadku Buddyjskiej Tantry). Np. nie musimy kłamać lub oddawać się uwłaczającym czynnościom seksualnym - niezależnie od tego jakim autorytetem obdarzony jest ten, kto tego od nas oczekuje. Dla wielu jest to oczywiste… czułem się jednak poruszony w ostatnich tygodniach czytając wiele opisów nadużyć i krzywd wyrządzonych przez rozmaitych “nauczycieli”. Przede wszystkim też nie musimy uważać, że praca z nauczycielem oznacza bicie komuś pokłonów, całowanie po stopach. Najprostszym, najbardziej esencjonalnym i najbardziej skutecznym sposobem korzystania z tego czym dzieli się nauczyciel (czy może lepiej nazwać go “duchowym przyjacielem”?) jest stosowanie i sprawdzanie jego instrukcji i wskazówek w praktyce… pamiętając oczywiście o radzie Buddy udzielonej Kalamom. W tym sensie jeżeli czujemy inklinacje możemy uczyć się technik i metod rozwojowych od wielu osób lub skupić na jednej, jeżeli czujemy, że zbytnia rozmaitość wprawia nas w rozproszenie (różne modele są dla różnych osób i zależą od naszych predyspozycji np. naszych procesów motywacyjnych, zdolności myślenia kontekstualnego, otwartości czy czasu). POZNAJ SIEBIE Tak, więc współpraca z innymi i czerpanie od nich może być bardzo pomocna… choć jak już ustaliliśmy nie działa ona bez własnej odpowiedzialności i wysiłku. Nauczyciele mogą nam wskazać drogę - to my wybieramy czy nią podążamy. Wiąże się z tym aspekt samoobserwacji. Mój nauczyciel Dzogczen Czogjal Namkhai Norbu zwykł mawiać, że kluczem do praktyki Dzogczen jest obserwowanie samego siebie. Zamiast zadowalać się pięknymi ideami, filozoficznymi rozważaniami czy cudownymi doświadczeniami - powinniśmy ciągle i wyraźnie sprawdzać jakie są nasze ograniczenia, intencje, jak się zachowujemy. Namkhai Norbu lubił żartować, że jeżeli jesteśmy przekonani o swoim oświeceniu i że reguły i zasady otaczającego świata nas nie dotyczą, to powinniśmy wsadzić rękę do ognia i sprawdzić jak zareagujemy. Jeżeli twierdzimy, że nie ma ego - to kogo to zabolało? Jeżeli wszystko jest iluzoryczne albo materializm nie jest ważny - to dlaczego dłoń uszkadza się od płomienia? Oczywiście nie radzę wam sprawdzać tego w czynie, ale już wykonanie uczciwie eksperymentu myślowego z tym związanego sprowadza człowieka na ziemię. Czogjam Trungpa powiedział kiedyś, że powinniśmy zaprzyjaźnić się z naszym ego oraz że oświecenie zawiera w sobie widzenie wyraźniej własnego pomieszania. Ktoś może zapytać - duchowy rozwój nie powinien polegać na przekraczaniu lub uwalnianiu się od ego? Po pierwsze w ego rozumianym jako osobowość nie ma nic złego - ego to prostu zbiór mechanizmów dzięki którym odnajdujemy się w materialnej rzeczywistości. Ma różne pożyteczne funkcje - dzięki niemu wiemy do których ust wkładać łyżkę z zupą w czasie obiadu. Daje nam pewną spójność - nawet wielcy mistrzowie medytacji czy mędrcy duchowi mają osobowość w sensie pewnych sposobów wypowiadania się, pewnej energii czy stylu. Jeżeli celem byłaby dekonstrukcja osobowości to prawdopodobnie najszybszą drogą do oświecenia byłaby lobotomia albo elektrowstrząsy… A to zaprzyjaźnianie się z ego? Tendencja ego polega na kontrolowaniu. Zaprzyjaźnianie nie jest relacja polegającą na kontroli. Popularną alternatywą jest walka - próba unicestwienia ego… ale wtedy to tylko ego, które walczy z samym sobą. Również próby ucieczki - to po prostu próby ucieczki od samego siebie - niezależnie od tego czy mają charakter przyziemnych rozproszeń czy duchowego tripa. Cytując dalej Trungpę - nie szukamy drogi na zewnątrz… szukamy drogi do wewnątrz. UZIEMIENIE I wreszcie… co robić kiedy odlatujemy za bardzo w piękne, górnolotne idee? Co robić gdy uciekamy od rzeczywistości i materialności w duchowość? Tutaj rady wydają się dosyć proste - rozwinąć kontakt z ciałem (oczywiście polecam Medytację Somatyczną ale też Jogę albo chociażby taniec czy siłownię), zaangażujmy się w jakieś czynności fizyczne. Być może ktoś w tym samym budynku nie jest w stanie poradzić sobie z drewnem lub węglem na opał i mógłby bardzo skorzystać na naszej pomocy. Zanim więc zaczniemy myśleć o zbawianiu świata - posprzątajmy nasz pokój, umyjmy brudne naczynia… a potem zacznijmy pomagając komuś fizycznie i robiąc coś konkretnego, namacalnego, zróbmy coś dla tych wspólnot ludzkich, których jesteśmy w pierwszej kolejności częścią. POCZUCIE HUMORU Na koniec podzielę się refleksją, że nie powinniśmy nigdy myśleć, że od duchowego materializmu jesteśmy wolni… wtedy jesteśmy najbardziej zagrożeni przez jego wpływ. Sam wielokrotnie przekonuję się o tym, że potrafię popełnić błędy w sytuacjach, które wiążą się z tym o czym pisze. Nie chodzi o to, żebyśmy budowali sobie personę oświeconych, wolnych od duchowego materializmu. Chodzi o to, żebyśmy byli ciągle uważni, widzieli swoje błędy, wiedzieli jak z nimi pracować, jak je naprawiać i jak wystrzegać się przyszłych. No i jak Trungpa wskazywał poczucie humoru. Rzeczywistość i tak w końcu zagra nam na nosie, jeżeli zaczniemy się nadmiernie pompować. W końcu i tak z pewnego punktu widzenia wszystkie drogi duchowego rozwoju to bardziej lub mniej subtelne formy duchowego materializmu. A wychodzi na to, że wyparcie tego co robimy lub udawanie świętych i nieskazitelnych też nie działa. W takim razie okazuje się, że trzeba się po prostu zrelaksować. ~ Robert D. :)
0 Comments
Ludzie chcący się rozwijać czy praktykować duchowo często mierzą się z tym odwiecznym problemem. Czogjam Trungpa Rinpocze – jeden z pierwszych nauczycieli tantrycznego buddyzmu na Zachodzie oraz nauczyciel dr Reginalda Ray (ojca Medytacji Somatycznej), aby przybliżyć ten mechanizm zachodnim odbiorcom rozpropagował pojęcie duchowego materializmu. Działo się to jeszcze zanim John Welwood wprowadził inne znane pojęcie duchowego bypassingu, które dotyka podobnej problematyki. Duchowy materializm stał się głównym tematem bestsellera opartego na wykładach Trungpy o tytule „Wolność od Duchowego Materializmu” (ang. „Cutting Through Spiritual Materialism”). Oczywiście o tym zagrożeniu mówiło się już tysiące lat temu a nawet ostrzeżenia przed nim były obecne w mitologii i życiorysach założycieli wielkich religii. Przykładami mogą być Jezus kuszony przez szatana na pustyni czy Mara próbujący zakłócić medytację Buddy pod drzewem Bodhi.
Autentyczna praca nad sobą powinna prowadzić do większego kontaktu z sobą i rzeczywistością oraz uwalniania od nawykowych tendencji i ograniczeń. Powinna czynić nas mądrzejszymi i bardziej współczującymi ludźmi. Często jednak zostaje wypaczona i służy czemuś zgoła przeciwnemu. Z tym zagrożeniem można się spotkać na dowolnym etapie własnej ścieżki i może ono przyjmować różne formy. Może na przykład przejawiać się w postaci eskapizmu. Człowiek wykorzystuje duchowość jako sposób ucieczki od życia. Zamiast zmierzyć się ze swoim bólem i cierpieniem, w ten sposób transformując negatywne wzorce, ulegamy pokusie wyparcia. Polega ono na tym, że odcinamy się od swoich myśli i trudnych emocji. Można to sobie łatwo usprawiedliwić mądrymi cytatami mówiącymi o tym jak oświecony człowiek jest wolny od cierpienia, negatywnych emocji czy zdolny do przebywania w medytacyjnym wchłonięciu niesplamionym myślą. Niestety podejście polegające na zaprzeczaniu problemom przypomina zamykanie oczu w konfrontacji z problemem. A ten wcale nie znika a zaczyna działać poza świadomością, zostaje zepchnięty do podświadomości, gdzie staje się jeszcze bardziej destrukcyjny. Jedną z formą tego mechanizmu jest zatrzymanie się w rozwoju i podtrzymywanie niezdrowych nawyków tłumacząc sobie, że „przecież wszystko jest doskonałe a nasza prawdziwa natura jest czysta i oświecona”. Tego rodzaju prawdy absolutne nie powinny być wykorzystywane do usprawiedliwiania duchowego lenistwa czy stagnacji w rozwoju chyba, że ktoś faktycznie dotarł do poziomu w którym doskonale panuje nad swoim umysłem, jest niewrażliwy na ból, głód i nie czuje najmniejszego lęku w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia. W innym wypadku mamy do czynienia z powierzchownym, sztucznym, intelektualnym wglądem i zwyczajnym papugowaniem słów oświeconych mędrców bez faktycznego zrealizowania ich w swoim życiu. W wyjątkowo niezdrowych przejawach tej tendencji ludzie popadają w apatię i nihilizm. Stają się niewrażliwi na innych, zaniedbują codzienne obowiązki czy chodzą brudni i żyją w bałaganie. Bo po co tracić czas na takie przyziemne, nieoświecone aktywności? Oczywiście można zamknąć się na długie lata na medytacyjnym odosobnieniu czy wyjechać w egzotyczną podróż do Azji. Ale zabieramy wszędzie ze sobą swoje nawyki i tendencje z którymi trzeba się prędzej czy później zmierzyć. Przeciwną do powyższej równie ekstremalną postawą jest chęć umacniania swojego ego przez fiksację na ciągłym rozwoju. Czasem wydaje się nam, że jeżeli zmienimy całe swoje podejście do wszystkich spraw i wywrócimy życie do góry nogami, to będzie to świadczyć o naszym rozwoju lub gotowości do niego. Zmiana modelu życia z hippisa na chodzącego w garniturze pracownika korporacji lub odwrotnie często jednak fundamentalnie niewiele zmienia a grozi umocnieniem egocentryzmu poprzez poczucie, że teraz stoimy po tej właściwej stronie. Trungpa określił zgrabnie takie podejście jako „fałszywy heroizm”. Szczególną pułapką jest przywiązanie do mistycznych doznań i duchowych doświadczeń. Chyba najbardziej jaskrawym jej przykładem jest ktoś zaniedbujący trzeźwą pracę nad sobą i kompulsywnie zażywający psychodeliczne substancje takie jak LSD po to, ażeby pod ich wpływem doświadczać wizji bóstw, oświeconych istot czy przeżywać odmienne stany świadomości. Potem może o nich opowiadać przyjaciołom o podobnych zainteresowaniach budując sobie dumę i duchową tożsamość kogoś, kto doświadczył czegoś niezwykłego. Oczywiście nie chodzi o to, żeby odrzucać z góry takie narzędzia. W końcu z USA przychodzą do nas doniesienia o obiecujących wynikach badań nt. wykorzystania psylocybiny do leczenia depresji a południowoamerykańscy curranderos od wieków używali Ayahuaski do uzdrawiania swoich pobratymców. Problemem jest przywiązanie do mistycznych doświadczeń i hajów kosztem realnej, codziennej, konsekwentnej pracy nad sobą i życie od jednego wzlotu do kolejnego nie robiąc nic z czasem pomiędzy. Nawet medytacja źle stosowana może prowadzić do zbliżonych skutków. Podobnie można traktować duchowe instrukcje czy warsztaty rozwoju – kolekcjonować setki metod i otrzymywać kolejne wyjaśnienia czy wskazówki, żeby poczuć się lepiej i podtrzymywać iluzję kogoś, kto duchowo się rozwija. Warsztat czy odosobnienie (być może zorganizowane w pięknym egzotycznym miejscu) się kończy a codzienna rzeczywistość wydaje się szara, pusta i nudna. Prędzej czy później nastrój się pogarsza i trzeba jechać po kolejną dawkę obecności duchowego guru. A tymczasem można nie robić tak naprawdę nic, nie przestrzegając żadnej dyscypliny i kręcąc się w kółko. Podobnie można popadać w myślenie życzeniowe i fantazje. Pozytywne myślenie dobrze użyte może pomóc wyciągnąć człowieka z pętli negatywnej samokrytyki i zestroić z rzeczami, które bardziej mu służą. Można jednak wpaść w pułapkę myślenia przyjemnych i miłych myśli – i zaniedbywania konkretnych, fizycznych działań. Łatwo jest przeżywać w medytacji stany rozpłynięcia w oceanicznej miłości i życzyć wszystkim istotom szczęścia. Opierając się tylko na tym można wytworzyć sobie obraz samego siebie jako świętego, dobrego i mądrego. Czasem jednak okazuje się, że potem ktoś nadepnie nam na odcisk i cała błogość miłych myśli rozwiewa się i zamienia w gniew lub irytację. Nasze pozytywne intencje są najlepiej sprawdzane przez to, jak odnosimy się do najbliższego otoczenia. Czy pomagamy innym czy w czasie kiedy nasze brudne naczynia piętrzą się w zlewie i utrudniają życie współlokatorom myślimy jak to życzymy wszystkim istotom oświecenia? Dobrym papierem lakmusowym jest rodzina i to jak radzimy sobie w relacjach z najbliższymi. Innym przykładem myślenia życzeniowego jest nieumiejętne wykorzystywanie modlitwy i intencji. Żadne mantry czy praktyki przyciągające bogactwo nie zadziałają, jeżeli nie podejmiemy fizycznych kroków takich jak podjęcie jakiegoś projektu czy zmiana pracy. Innym popularnym mechanizmem jest popadanie w coś, co Trungpa nazywa babcinym współczuciem. Zamiast być asertywną i szanować własne granice, osoba dotknięta tą tendencją daje sobie wchodzić na głowę i utwierdza innych w tym, że ich agresja lub manipulacje ujdą im na sucho. Zamiast zareagować konstruktywną krytyką na negatywne tendencje w otoczeniu myśli „oświecona osoba nie osądza”. Takie fałszywe współczucie przypomina babunię, która pozwala niesfornym wnukom na coraz bardziej niegrzeczne zachowania. Problemem może być też duma czerpana ze swoich wglądów czy duchowych przeżyć. Może ona prowadzić do traktowania innych ludzi z góry, budowania sobie własnego obrazu jako osoby świętej i nieskazitelnej albo rozwijania roszczeniowej postawy . W najbardziej ekstremalnych formach prowadzi do zainteresowania ezoterycznymi technikami, które dadzą możliwość manipulowania rzeczywistością czy innymi istotami wyłącznie dla własnej, egoistycznej korzyści czy wykorzystywania duchowości do tworzenia organizacji czy pięcia się w hierarchii instytucji religijnych po to, aby uzyskać pozycję i władzę nad innymi. Najsubtelniejszy przejaw duchowego materializmu polega na budowaniu sobie historii na temat swoich niezwykłych przeżyć oraz przywiązaniu się do górnolotnych idei czy duchowych terminów. Zamiast wciąż na nowo, świeżo i z pokorą doświadczać rzeczywistości i wchodzić z nią w bezpośredni kontakt, umysł chciałby złapać i zamrozić stany otwartości i wolności, których może doświadczyć np. dzięki medytacji. Myśli typu „chciałbym aby to trwało dłużej”, „to jest oświecenie”, „nie chcę tego stracić” jednak są właśnie tym, co sprawia, że oddalamy się od przebłysków zrozumienia w sidła nawykowego myślenia. Owo nawykowe myślenie operuje też na zasadzie wspomnień toteż może się tak stać, że zamiast być obecni w danym momencie po prostu wspominamy duchowe doświadczenie i próbujemy je odtworzyć za pomocą myśli o przeszłości. Koncepcje takie jak „Pustka”, „Absolut” czy „Czysta Świadomość”, mogą być użyte do wskazywania na doświadczenia, które w swej naturze są pozakonceptualne i niewyrażalne. Istnieje jednak niebezpieczeństwo pomylenia tych koncepcji z faktycznym wglądem. Zamiast autentycznego doświadczenia nagiej rzeczywistości – tkwimy w koncepcji, wyobrażeniu, myśli. Przypomina to oddzielanie się od rzeczywistości za pomocą szyby lub zniekształcania jej za pomocą filtra. Niestety nawet niekonceptualne stany jedności ze wszystkim czy rozpłynięcia się w absolucie czy kompletnej ciszy w umyśle mogą być barierą do autentycznej wolności. Jeżeli nie uzyskujemy wglądów prowadzących do rozmontowania najsubtelniejszych nawyków samooszukiwania się czy niezdrowego przywiązania, to niezwykłe, niewyrażalne żadnym pojęciem absorpcje medytacyjne są tylko rodzajem wakacji od codzienności. W pewnym momencie stan takiego wchłonięcia po krótszym lub dłuższym (czasem trwającym lata) okresie kończy się i na nowo uruchamiają się stare nawyki. Takie duchowe przeżycia mogą stać się niezauważalnie rodzajem złotej klatki lub złotych łańcuchów, których ego używa, aby znaleźć bezpieczne schronienie. Ego, które przeżywa to wszystko, widzi i doświadcza tych niezwykłych stanów . Niestety może się okazać, że takie podejście zamiast prowadzić do wolności, miłości i nas relaksować – prowadzi tylko do kolejnych napięć, ograniczania się i wzrostu egocentryzmu. Co w takim razie robić? Jest to temat na osobny artykuł… Na początek warto pamiętać, że kluczowa jest świadomość naszych własnych ograniczeń i tendencji umysłu. Jak to dobrze ujął Trungpa „oświecenie zawiera w sobie widzenie wyraźniej swojego pomieszania”. Nie chodzi to aby uciec od problemów – nie szukamy drogi ucieczki od życia i jego problemów, ale tak naprawdę szukamy drogi do wejścia w nie i życia w pełni. |
AutorTkanka.eu Kategorie
Wszystkie
Archiwa
Lipiec 2022
|