"Ręce i pozostałe członki Uważa się za części ciała, Więc dlaczego wszystkich istot, które mają ciała Nie uważać za część jednego stworzenia?" ~ Szantidewa, "Przewodnik na ścieżce bodhisattvy" "1. (...) wszechświat może być nieskończenie wielki lub nieskończenie mały zależnie od skali pomiaru albo pozycji, z której pomiaru się dokonuje. 2. (...) 'większe' wszechświaty zawierają 'mniejsze' tak, jak układ słoneczny zawiera swojego planety albo tak, jak planeta zawiera jej atomy. Ten system wyższych sfer obejmujących niższe jest ilustrowany strukturą rozszerzającą się w obydwu kierunkach do nieskończenie wielkiego lub nieskończenie małego. To jest nazywane w słowniku Huayan poglądem sfer-obejmujących-sfery. 3. (...) 'mały' wszechświat, (taki jak atom) nie tylko zawiera nieskończone "mniejsze" wszechświaty w sobie, ale również zawiera nieskończone "większe" wszechświaty (takie jak układ słoneczny), ustanawiając tak Totalność Braku-Przeszkód. 4. (...) 'czas' stracił swoje znaczenie jako zwykła koncepcja do mierzenia przepływu wydarzeń w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Stał się teraz elementem Totalności, który aktualizuje całkowite wzajemne przenikanie i zawieranie się w sobie wszystkich zdarzeń przeszłości, teraźniejszości i przyszłości w wiecznej obecności. 5. Na wielkiej scenie nieskończonego Dharmadhatu, niezliczone rozmaite dramaty duchowe są rozgrywane w wielości wymiarów czasoprzestrzennych poprzez wieczność." Powyższe zdjęcie zostało wykonane kilka dni temu przez teleskop Jamesa Webba podczas, gdy stwierdzenia pod nim pochodzą z chińskiego buddyzmu Huayan opartego na tekście sutry "Avatamsaka". Ten niezwykły tekst grubo tysiąc lat przed Kopernikiem postulował istnienie odległych galaktyk opisując je jako powoli wirujące w przestrzeni dyski lub kwiaty zbudowane z punktów światła. Inne buddyjskie teksty w tym czasie proponowały istnienie odległych od Ziemi światów, na których mają istnieć inne inteligentne istoty. Tekst Vimalakirti Sutry zawiera np. wzmiankę o odleglej galaktyce lub Wszechświecie należącym do Multiversum, w którym uczniowie tamtejszego Buddy mieli odbierać jego nauki i przebudzać się wdychając zapach występujących tam roślin. Huayan postuluje, że oświecony czy przebudzony człowiek może tego wszystkiego bezpośrednio doświadczyć wyciszając umysł, oczyszczając swoją świadomość z błędów poznawczych i obserwując świat. Z buddyzmu huayan pochodzi jeszcze inna, iście fraktalna nauka, o której poniżej... Pewnego dnia Cesarzowa Wu zadała Fazangowi następujące pytanie: "Czczigodny Mistrzu, rozumiem, że wiedza człowieka jest pozyskiwaną przez dwa podejścia: jednym jest doświadczenie, podejście bezpośrednie, a innym jest wnioskowanie, podejście pośrednie. Rozumiem również, że pierwszych pięć rodzajów świadomości [przyp. zmysłowych tj. wzroku, słuchu itp.] oraz Alaja [świadomość podstawy, "zbiornik" śladów karmicznych, swoista "podświadomość"] przyjmują tylko bezpośrednie podejście; podczas gdy umysł czy szósta świadomość, może przyjąć obydwa. Tak więc, odkrycia świadomego umysłu nie zawsze są godne zaufania. Wyższość i wiarygodność bezpośredniego doświadczenia nad wnioskowaniem. Wyjaśniłeś mi doktrynę Huayan z wielką klarownością i pomysłowością; czasem mogę prawie zobaczyć rozległe Dharmadhatu okiem mojego umysłu a także dotknąć kilku punktów tu i ówdzie w wielkiej wszechcałości. Ale to wszystko jest, zdaję sobie sprawę, jedynie pośrednim przypuszczaniem czy zgadywaniem. Jednostka nie może prawdziwie zrozumieć Wszechcałości w namacalnym sensie zanim nie osiągnie Oświecenia. Przy Twoim geniuszu jednakże, zastanawiam się czy możesz dokonać dla mnie demonstracji, która objawi tajemnicę Dharmadhatu wraz z takimi cudami jak "wszystko w jednym" i "jedno we wszystkim", symultaniczne powstawanie wszystkich światów, wzajemne przenikanie się i zawieranie się wszystkich zjawisk, nieograniczoność czasu i przestrzeni, i tym podobne." Po zastanowieniu się przez chwilę, Fazang odparł: "Postaram się Wasza Wysokość. Demonstracja zostanie przygotowana wkrótce." Kilka dni Fazang przyszedł do Cesarzowej i powiedział: "Wasza Wysokość, jestem teraz gotowy. Proszę udaj się ze mną do miejsca, gdzie odbędzie się prezentacja." Zaprowadził on Cesarzową do pomieszczenia obłożonego lustrami. Na suficie i na podłodze, na wszystkich czterech ścianach, i nawet w czterech narożnikach pokoju były zawieszone wielkie lustra wszystkie zwrócone do siebie. Wtedy Fazang narysował obrazek Buddy i umieścił go w środku pokoju z płonącą pochodnią obok niego. "Oh, fantastyczne! Jakie wspaniałe!" krzyknęła Cesarzowa patrząc na tą budzącą zachwyt panoramę nieskończonych wzajemnych odbić. Powoli i spokojnie Fazang zwrócił się do niej: "Wasza Wysokość, to jest demonstracja Wszechcałości w Dharmadhatu. W każdym i we wszystkich lustrach w tym pokoju zobaczysz odbicie wszystkich pozostałych luster z obrazem Buddy w nich. I w każdym i we wszystkich odbiciach dowolnego lustra ujrzysz odbicia wszystkich pozostałych luster, wraz z obrazem Buddy w każdym, bez pominięcia czy zawieruszenia się. Zasada wzajemnego przenikania się i zawierania się jest wyraźnie ukazaną przez tą demonstrację. Tutaj widzimy przykład jednego we wszystkim i wszystkiego w jednym. Tajemnica światów obejmujących światy jest tak odkrytą. Zasada symultanicznego powstawania różnych światów jest tak oczywista tutaj, że nie potrzebne jest żadne wyjaśnienie. Te nieskończone odbicia nieskończonych światów teraz symultanicznie powstają bez najmniejszego wysiłku. Po prostu naturalnie przejawiają się w doskonale harmonijny sposób. Co się tyczy zasady nieograniczenia przestrzeni, możną ją zademonstrować w ten sposób..." To powiedziawszy wyciągnął ze swojego rękawa kryształową kulę i umieścił ją w dłoni. Wasza Wysokość, teraz możemy zobaczyć wszystkie lustra i ich odbicia w tej małej kryształowej kuli. Tutaj mamy przykład małego zawierającego wielkie jak również wielkiego zawierającego małe. To jest demonstracja nieograniczoności rozmiarów czy przestrzeni. Co się tyczy czasu, przeszłości wchodzącej w przyszłość i przyszłości wchodzącej w przeszłość nie można ukazać w tej prezentacji, ponieważ jest ona, jakby nie było, statyczną, pozbawioną dynamicznej jakości elementów czasowych. Demonstracja nieograniczoności czasu oraz czasu i przestrzeni, jest w rzeczy samej trudna do zaaranżowania zwykłymi środkami. Jednostka musi osiągnąć inny poziom, aby być zdolną do bycia świadkiem, doświadczenia takiej demonstracji. Ale w każdym razie, Wasza Wysokość, mam nadzieję, że ta prosta demonstracja spełniła swoje zadanie i Cię zadowoliła." Powyższe cytaty pochodzą z książki "Buddyjska nauka o wszechcałości" autorstwa Garma C. C. Changa. Po raz pierwszy umieściłem je w "moim" pierwszym artykule [link], który ukazał się na blogu zaprzyjaźnionego buddysty z Singapuru 9 lat temu. Uznałem, że to dobra okazja, żeby to odświeżyć [Robert]. Grafikę o mandalach przygotował Roman Eckert ze Sztuki Życia i Śmierci na potrzeby jednego z naszych wspólnych kursów. A poniżej film z podobną instalacją przygotowaną w buddyjskim ośrodku Tsogyelgar.
0 Comments
Jeden: wszystkie złożone zjawiska są nietrwałe. Dwa: wszystkie zanieczyszczone zjawiska i wydarzenia są niesatysfakcjonujące. Trzy: wszystkie zjawiska są puste i wolne od ja I cztery: Nirvana jest prawdziwym spokojem Mega nam się podoba, że w kawałku "Jack's Cheese and Bread Snack" artysty Ott jest zawarty tak głęboki przekaz (Robert: samą muzykę miałem przyjemność usłyszeć na żywo na Ozorze w 2012 i też jest bardzo dobra, jak ktoś lubi Dub/Psybient). Powyższe zwane są czterema pieczęciami (czasem spotykamy też trzy). Znany buddyjski nauczyciel i reżyser filmowy Dzongsar Kjence Rinpocze w swojej książce "Jak nie być buddystą?", często polecanej jako świetnej pozycji wprowadzającej do buddyzmu, podkreśla szczególne znaczenie powyższych czterech na ścieżce samorealizacji i oświecenia. Jego zdaniem jak i innych buddyjskich mistrzów jeżeli nie odkryjemy doświadczalnie w medytacji zawartych w tych czterech prawd, to nie tylko nie jesteśmy przebudzeni czy oświeceni, ale nawet w tym kierunku nie idziemy. Pod obrazkiem znajduje się nasz esencjonalny komentarz wyjaśniający te cztery a samym dole utwór z YouTube. 1. Pierwsza odnosi się do tego, że wszystkie złożone zjawiska... ulegną rozpadowi. Jeśli coś składa się z elementów, to na pewno kiedyś się na nie rozłoży. Jeśli dwie rzeczy czy osoby się zeszły, to na pewno kiedyś zostaną rozłączone. Jeśli jakiś proces ma początek i swoje trwanie, to ma też i swój kres. Tak więc stała jest tylko zmiana i wszystko jest w ciągłym ruchu. Jest w tym dobra i zła wiadomość. Najpierw ta zła - rozstania, strata, starość i śmierć są nieuniknione. Dobra jest taka, że jeśli czegoś nam brakuje lub nasza sytuacja jest zła, to też jest to nietrwałe i zmieni się kiedyś na lepsze. Ponadto osławiony stan 'flow', przepływ jest naturalnym stanem rzeczywistości i "bycie" w nim nie jest kwestią wytworzenia go, ale otwarcia się na to, zaakceptowania czy raczej zdania sobie sprawy z płynnej natury życia. 2. Druga odnosi się do tego, że wszystkie zanieczyszczone rzeczy i wydarzenia są niesatysfakcjonujące. Mowa jest tu o zanieczyszczeniu umysłu niewiedzą, przywiązaniem i awersją. Żeby to lepiej zrozumieć możemy przypomnieć sobie słowa znanej piosenki: "Czego wciąż mi brak? Przecież wszystko mam...". Otóż możemy mieć wiele rzeczy, ale jeśli nie wiemy kim jesteśmy, nie mamy kontaktu z najgłębszą prawdą o sobie, to nie znajdziemy szczęścia w przedmiotach i doznaniach zmysłowych niezależnie od tego ile i jakie będziemy mieć. Kiedy mówimy o przywiązaniu, to nie należy tego mylić ze zdrową miłością. Chodzi tu raczej o toksyczne chwytanie się zjawisk prowadzące do chciwości i skąpstwa względem rzeczy lub do współuzależnienia i uwikłań względem osób. Awersja jest tutaj po prostu odwrotnością tego pod różnymi postaciami od zimnej niechęci aż po nienawiść. Umysł niepokojony tymi zjawiskami nie może cieszyć się w pełni życiem. 3. Trzecia mówi, że zjawiska są puste w tym sensie, że są pozbawione znaczeń, koncepcji i uczuć, które nadaje im zanieczyszczony umysł. Na przykład ktoś może być zwolennikiem koncepcji filozoficznej mówiącej, że dane zjawisko np. kolor, dźwięk, zapach czy wrażenie jest materią albo że dane zjawisko jest świadomością. Albo ktoś może czuć, że coś smakuje dobrze a ktoś inny, że to smakuje źle lub jedna osoba może odczuwać zjawisko wody jako „zimne” a inna zajmująca się morsowaniem nie będzie tak go odbierać. Innymi słowy umysł próbuje zidentyfikować zjawisko jako będące tym lub tamtym – jako posiadające jakieś swoje ja. Medytując nad pustką odkrywa się w bezpośrednim, nagim doświadczeniu, że w zjawisku nie da się znaleźć jego natury – jest puste. Jest wolne od kategorii, w które próbuje je zaszufladkować umysł. To zmysłowe odkrycie jest tak konkretne i namacalne jak włożenie ręki do pustej kieszeni. Można też powiedzieć, że zjawiska są puste czyli pozbawione niezmiennej esencji, trwałego bytu, bo zgodnie z pierwszą pieczęcią wszystko jest płynne, podlega ciągłym przemianom. Wreszcie żadna rzecz nie ma swojego własnego ja to znaczy nie ma niepodzielnego, samoistnego (osobnego) istnienia, swojego, ponieważ rozkładając rzeczy na coraz mniejsze atomy dojdziemy w końcu do pustej choć „pełnej” energii przestrzeni a ponadto wszystkie zjawiska we Wszechświecie zależą od siebie nawzajem, przenikają się i są połączone w całość. 4. Czwarta wskazuje na doświadczenie błogiego spokoju. Budda zdając sobie pod drzewem bodhi sprawę z niestałego charakteru zjawisk całkowicie puścił sztywne trzymanie się ich. Pozbywszy się złudzeń odnośnie braku satysfakcji z zanieczyszczonych zjawisk oczyścił całkowicie swój umysł, który ukazał się w swoim naturalnym stanie klarowny i otwarty jak mętna wodna, która po wytrąceniu się osadu ukazuje swój przejrzysty charakter. Widząc pustkę zjawisk w tym własnej osoby czy „ja” przestał identyfikować się z ego, wszelkimi maskami, projekcjami i zrelaksował się wiedząc, kim naprawdę jest. Doświadczył autentycznego, błogiego spokoju, którym teraz wolny od egocentryzmu spontanicznie dzielił się z innymi tak jak słońce niezasłonięte chmurami naturalnie opromienia wszystko w swoim zasięgu.
A rozpoczyna alfabet łaciński. Samogłoska "a" otwiera także alfabet sanskrycki. Symbolizuje to, co pierwotne. Przypisuje się jej duże znaczenie tak w sutrach (egzoterycznych tekstach buddyjskich) jak i w tantrach (ezoterycznych tekstach buddyjskiej tantry). Istnieje wiele technik medytacji i pracy z dźwiękiem wykorzystujących krótkie A i długie Ā czy AH (kilka podajemy poniżej). Samogłoska AH jest w jodze i terapii dźwiękiem powszechnie przypisywana czakrze serca (sylabą serca jest zaś YAM).
Powyższy cytat pochodzi z krótkiej sutry należącej do zbioru sutr pradżniaparamity czyli doskonałości mądrości, z którego pochodzi również jeden z najbardziej popularnych buddyjskich tekstów - Sutra Serca zawierająca słynne słowa: Forma nie jest różna od pustki. Pustka nie jest różna od formy. Forma jest dokładnie pustką. Pustka jest dokładnie formą.** Biała litera A jest w naukach dzogczen symbolem przebudzonego czyli pierwotnego, czystego i naturalnego stanu umysłu. Ajikan czyli 'medytacja nad literą a" jest centralną praktyką medytacyjną w tradycji japońskiej tantry nazywającej się szingon. AH jest uważane w buddyzmie tantrycznym za jeden z naturalnych dźwięków rzeczywistości obok OM (popularnego w jodze) i HUM (nieprzypadkowo słowo hum w języku angielskim oznacza dosłownie "szum", "tętno", "szmer"). Dlaczego A jest tak ważne? Ponieważ: 1. ma szczególne właściwości 2. pełni istotną funkcję w języku. 1. A uwalnia do życia Dźwięk A jest najbardziej otwartym ze wszystkich dźwięków. Wyraża największe możliwe dla ludzkiego głosu bogactwo ekspresji oraz bezgraniczną akceptację. Komunikujemy nim zachwyt, olśnienie, ulgę, relaks czy zrozumienie. A wydobywa się naturalnie i spontanicznie w momentach orgazmu czy kiedy coś nas oświeci. Przynosi poczucie przestrzeni i otwiera. Ma też moc wprowadzenia serca w stan koherencji. Intonując powoli dźwięk A i skupiając się na nim możemy wejść w stan uważności, wyciszyć umysł i zrelaksować się. W tantrycznej jodze dźwięku wyjaśnia się, że A jest także pierwotną wibracją wypełniającą cały Wszechświat, którą możemy poczuć, gdy relaksujemy się w naturalnym stanie. 2. A uwalnia od ograniczających koncepcji "A-" jest przedrostkiem, który w językach indoeuropejskich powszechnie znaczy "nie", "bez" czy "brak". Pełni funkcję negacji również w języku polskim, czego przykładami są słowa apolityczny ("niezwiązany z polityką") i abiotyczny ("nieożywiony") czy wiele słów z terminologii medycznej (afonia, aleksytymia). "A-" neguje pojęcie, z którego przodu jest dodawane. Z tego powodu w naukach buddyjskich odgrywa ważną rolę zaprzeczania rozmaitym złudnym koncepcjom. Uznawane przez wszystkich buddystów nauki Buddy spisane w języku palijskim opisują naturalny stan używając słów anicca (w sanskrycie a-nitya) oraz anatta (anatman), które stanowią odpowiednio zaprzeczenie pojęć "stałości" (też "trwałości") i "Ja" (także "ego"). Nie oznacza to, że Budda nauczał jakiejś formy nihilizmu. Budda nie nauczał, że "Ja" nie istnieje, ponieważ to byłoby tylko przeciwieństwo koncepcji "Ja". Nie zachęcał także nikogo do prowadzenia wojny z samym sobą. Budda nie był "anty-" tylko "a-". Wskazywał, że to, kim jesteśmy, przekracza wszystkie koncepcje i możliwość intelektualnego zrozumienia. Wiedza (czyli vidya lub rigpa) o naturalnym stanie czyli o tym, kim się jest, nie polega na myśleniu a jest bezpośrednim widzeniem, świadomością. Przebudzenie oznacza niekonceptualną świadomość - po prostu "wiesz". Budda zauważył, że "Ja" jest koncepcją, która zaciemnia naturalny stan i zniekształca nasze poznanie. Stwierdzanie istnienia lub nieistnienia Ja albo kombinacji tych dwóch (np. "Ja istnieje teraz, przestanie istnieć w przyszłości") jest wtórną aktywnością i namnażaniem się kolejnych koncepcji. Koncepcja "Ja" stanowi korzeń wszelkiego cierpienia. Jest źródłem rozterek egzystencjalnych doświadczanych przez owo "Ja", poczucia jego oddzielenia od świata, egocentryzmu itd. Przekroczenie, nie unicestwienie, tego "Ja" wyzwala od powyższych. Przekroczenie koncepcji stałości zaś ułatwia jednostce adaptowanie się do zmian, zmniejsza sztywność poznawczą oraz sprzyja odpuszczeniu trzymanych urazów emocjonalnych i uwolnieniu napięć z ciała. Doświadczenie skrępowane poczuciem "stałości" jest podobne do bloku lodu a wolność jest płynięciem, przepływem. Nauki buddyjskie wskazują na naturalny stan mówiąc także o braku oddzielenia i brak dualności (a-dvaya). Nie jest przypadkiem, że w chińskim chanie i japońskim zenie bezbramną bramą do przebudzenia jest transcendentalna negacja wyrażona słowem wu (jak wu-wei czyli "bezwysiłkowość", "niedziałanie") lub mu. Jak medytować z A? Prostymi i pożytecznymi technikami opartymi na dźwięku A są:
* źródło: tłumaczenie własne na podstawie https://www.lotsawahouse.org/words-of-the-buddha/one-syllable-perfection-of-wisdom ** źródło: https://mahajana.net/biblioteka/teksty/sutra-serca-po-polsku *** polecanym przez nas źródłem informacji na temat dzogczen i jego nauczycieli jest strona (nieidentyfikująca się z jednym tylko nauczycielem) "Dzogczen Polska": https://www.facebook.com/Dzogczen-Polska-101321925057307 Każdy jest zawarty w kolejnych.
Przygotowałem ten skrót na podstawie różnych nauk, które otrzymałem, doświadczeń we własnej medytacji i używając jako zarysu modelu zaproponowanego przez Khenpo Tsultrima Gyamtso w świetnej książce "Stopnie Medytacji Pustki". Należy tutaj jednak zaznaczyć, że wokół Szentong trwa wiele dyskusji. Bywa wyjaśniane na różne sposoby i czasem krytykowane jest jako wypaczenie medytacji pustki, czasem jako niepotrzebne (wskazując, że na gruncie Prasangiki można osiągnąć pełny wgląd w pustkę) a czasem jest uważane za ważne i potrzebne uniknięcie subtelnych błędów stopnia Prasangiki. Poniżej znajdziesz troszkę dłuższe i dokładniejsze omówienie tych pięciu stopni w formie podcastu. Użyte nagranie audio z moimi wyjaśnieniami stanowi fragment zajęć z kursu "Mądrość Zawarta w Emocjach" (link) - prowadzonego przez Tkankę wspólnie ze Sztuką Życia i Śmierci. ~ Robert Tkanka PS: Jeżeli interesuje Cię praktyka medytacja pustości czy pustki, to:
- prowadzimy kompletne kursy "Pierwotna Czystość" - esencjonalne elementy tej medytacji znajdują się też w opartym o nagrania kursie self-study "Buddyjska Nauka o Świadomości: Model Osobowości" - na Facebooku działa grupa/forum jej poświęcone W poprzednim artykule poruszaliśmy kwestię otwartych i zamkniętych oczu w medytacji oraz zastosowań i korzyści płynących z obydwu rozwiązań. Zgodnie z obietnicą chcieliśmy podzielić się prostą techniką patrzenia do medytacji z otwartymi oczami. Możecie wykorzystywać ją w rodzajach medytacji, które wymienialiśmy we wspomnianym artykule czy w medytacjach somatycznych, które znajdziecie na naszym kanale na YT (zakładka "Social Media"). Dodać ją można od samego początku, w trakcie po wstępnym "osadzeniu się" lub na koniec sesji np. po wykonaniu techniki czy przejściu prowadzonej medytacji (kiedy już po prostu zostajemy czy kontynuujemy w osiągniętym doświadczeniu).
Właściwa instrukcja: Miej oczy otwarte, ale zamiast patrzyć na konkretny obiekt... wróć do oka - zamiast wychodzić uwagą z ciała... umieść ją somatycznie w ciele, w oku. Cofnij uwagę z pola widzenia do gałki ocznej na powierzchnię oka lub nawet nieco dalej: z tyłu gałki ocznej lub na nerw wzrokowy. W ten sposób Twój wzrok jest otwarty i rozluźniony. Nazywamy to miękkim spojrzeniem. Nie chwytasz żadnych obiektów ani się na nich nie fiksujesz, ale pozostajesz ze świadomością całości w tym kontekstu i peryferiów. Żaden przedmiot nie jest szczególnie ostry a zamiast tego widzisz w sposób przestronny i panoramiczny. Taki sposób patrzenia pozwala na zachowanie panoramicznej uwagi/świadomości (ang. panoramic awareness) połączonej z ucieleśnioną obecnością. Zintegrujesz dzięki temu zmysł wzroku z medytacją nie rozpraszając się obiektami w polu widzenia. Na początku to wymaga trochę wysiłku, ale stopniowo po nauczeniu się zachowywania miękkiego spojrzenia możemy tak rozluźniony wzrok pozostawić i wykonywać jednocześnie inne techniki pracy z uwagą, oddechem itd. Jaki powinien być kąt patrzenia? Często w medytacji z otwartymi oczami radzi się kierować wzrok w dół. Np. w Zen bardzo popularne jest patrzenie w dół pod kątem 45 stopni i takie instrukcje można też znaleźć w buddyjskiej Tantrze. Można jednak spotkać - szczególnie w buddyzmie tantrycznym - inne techniki takie jak patrzenie na wprost - w przestrzeń przed sobą czyli patrząc "na przestrzeń" (ale nie na jakiś obiekt w niej). Patrzenie w przestrzeń stosowane jest też w medytacji spoglądania w niebo (ang. sky gazing), w której wykorzystujemy zrelaksowane wpatrywanie się w przestrzeń nieba*. Można ją znaleźć w sutrach Pradżniaparamity, ale stosuje się ją też w Dzogczen**. Istnieją też wyjaśnienia spotykane najczęściej w odniesieniu do praktyk ze skupieniem wzroku na obiekcie (takim jak na przykład płomień świecy) mówiące o tym, że patrzenie w dół będzie wyciszać i uspokajać umysł, który jest nadmiernie pobudzony i ma dużo myśli. Przeciwnie - ustawienie obiektu skupienia powyżej linii wzroku będzie przeciwdziałać senności czy stanom braku klarowności. Patrzenie na wprost będzie więc dobre, kiedy czujemy równowagę przytomności i odprężenia. Możesz przetestować te warianty kąta patrzenia w połączeniu z wyżej opisaną techniką bycia uwagą w oku. * Jak stosować spoglądanie w niebo? Na początek proponujemy pozostawać w spokojnym, otwartym stanie i pozwalać pojawiającym się myślom... odpływać jak chmurom na niebie (PS: w jednym z kolejnych artykułów zajmiemy się tematem myśli w medytacji) ;) ** Samo spoglądanie w niebo nie jest jeszcze medytacją Dzogczen. Żeby mogło nią być, potrzebne jest zintegrowanie go z doświadczeniem poglądu Dzogczen uzyskiwanym poprzez tzw. bezpośrednie wprowadzenie udzielane przez wykwalifikowanego nauczyciela. Otwarte oczy w medytacji? Naturalnie! :)
Czyli o korzyściach płynących tak z zamkniętych jak i z otwartych oczu w medytacji + ciekawostka Wielu uczestników naszych zajęć - nawet mających już pewne doświadczenie - jest zaskoczonych medytacją z otwartymi oczami. Jednocześnie różne osoby po praktycznym zaznajomieniu się z takim podejściem i kilku powtórzeniach komunikują nam, że jest niezwykle przydatne. Pozwala zachować głębokie doświadczenia z medytacji z zamkniętymi oczami i mieć je przy otwartych lub czasem pozwala na dalsze realizacje czy poszerzenie świadomości. Spotkaliśmy nawet osoby, które stwierdziły, że ta prosta rzecz okazała się być przełomem czy najważniejszą wskazówką do medytacji, jaką od dawna otrzymały. Faktycznie istnieje wiele szkół medytacji, które trzymają się poglądu, że medytować należy wyłącznie z zamkniętymi oczami. Chcieliśmy Was zapoznać z szerszym podejściem. Otóż w wielu szkołach i liniach przekazu medytacji - na przykład zenowskich, w buddyjskiej Tantrze, Mahamudrze czy Dzogczen - medytuje się z otwartymi oczami. Taki styl stosuje też Medytacja Somatyczna. Obydwa sposoby mają swoje zalety i miejsce. Nie chodzi o to, żeby się dogmatycznie trzymać jedynego, słusznego, ale warto zrozumieć jak z nich korzystać w zależności od własnych uwarunkowań, potrzeb i okoliczności. Jesteśmy wolni i możemy zweryfikować to w praktyce, sprawdzić w różnych warunkach. Zamknięte oczy: - przydatne są we wchodzeniu w stany medytacji zwłaszcza na początku, kiedy trudno jest nam się skupić i rozprasza nas otoczenie - zmniejszają stymulację ciała i umysłu bodźcami wzrokowymi, dzięki czemu może być łatwiej skupić się np. na wrażeniach płynących z ciała, dźwiękach czy wyciszać w doświadczeniach bezforemnych - pomagają głębiej wejść w medytacjach, praktykach wyobrażeniowych i podróżach szamańskich, w których pracujemy z wyobraźnią i wizualizacjami oraz chronią przed negatywnymi skutkami niewłaściwego mieszania wyobrażonych form z doświadczeniem zmysłowym - sprzyjają wycofaniu się z zaangażowania w kontakt z rozpraszającymi obiektami - mogą ułatwiać uspokojenie na zasadzie asocjacji: zamykam oczy -> wyciszam się; ciało kojarzy zamknięte oczy z wypoczynkiem i możemy je tak wytrenować, że zamykanie oczu w pozycji do medytacji od razu daje sygnał "medytujemy" Otwarte oczy: - zalecane dla bardziej zaawansowanych, którzy chcą zacierać granicę pomiędzy medytacją i doświadczeniem po-medytacyjnym tj. rozciągać stany otwarcia umysłu i dostępu do pogłębionej świadomości na pozostałe czynności - pozwalają na integrację zmysłu wzroku a przez to ułatwiają przelewanie się pozytywnych efektów medytacji do codziennego życie (które głównie odbywa się przy otwartych oczach) - chronią przed błędami w medytacji polegającymi na rozwijaniu tendencji do tzw. duchowego bypassingu tj. odcinania się od rzeczywistości, dysocjowania się, uciekania od życia i chowania się w medytację przed problemami - zamiast uczenia się postrzegania prawdziwej natury tego życia, świadomej i nieuwarunkowanej obecności w nim oraz przepracowywania wyzwań i autentycznego się od nich uwalniania - użyteczne są w wielu rodzajach medytacji min.: wglądu integrujących niedualne postrzeganie z funkcjonowaniem zmysłów (np. vipassana w podejściu Mahamudry czy Dzogczen); z partnerem (w Tantrze) - mogą chronić przed zasypaniem i ospałością w medytacji, pozwalają na regulowanie swojej przejrzystości za pomocą różnych sposobów patrzenia CIEKAWOSTKA: Oczy otwarte są bardziej zrelaksowane w sensie somatycznym. Może wydawać się to bezsensu - przecież, kiedy jesteśmy śpiący, oczy same się zamykają. Jest tak z powodu zmęczenia bodźcami i wytężaniem wzroku. W czasie odosobnienia w ciemności, kiedy oko nie męczy się widzeniem form wzrokowych, możemy doświadczyć stanu odprężenia oka, które pozostaje naturalnie otwarte i jednocześnie całkowicie zrelaksowane. Warunkiem jest tutaj zdolność do odpowiednio rozluźnionego patrzenia okiem. Następny artykuł będzie poświęcony temu, JAK medytować z otwartymi oczami. Jak znaleźć Tantrycznego Partnera?
Prowadzimy warsztaty Relacji Tantrycznej i sami w takiej żyjemy. Jest to relacja podporządkowana indywidualnemu i wspólnemu wzrastaniu, przebudzaniu się do najgłębszej prawdy o sobie i uwalnianiu pełni swojego potencjału. Dotykamy tego tematu również na naszych zajęciach Miejskiej Tantry. Jak wejść w taką relację, jak przygotować się na nią? Najpierw kilka cech takiej relacji: https://www.facebook.com/events/174668263437021/permalink/174669163436931/ <- w tym poście na Facebooku wymieniliśmy kiedyś różne cechy Relacji Tantrycznej i pisaliśmy o zagadnieniach z nią związanych https://www.youtube.com/watch?v=WiNBBEI2NG0 <- udzieliliśmy też dla telewizji ReT-SaT 1 wywiadu, w którym mówiliśmy trochę o takiej relacji Dla tych, którzy nie mają czasu sprawdzić powyższych linków: jest to relacja, w której stawiamy na całkowitą szczerość i intymność, wspieramy się we wzrastaniu, kultywujemy głęboką komunikację na wszystkich poziomach, widzimy drugą osobę w czysty i nagi sposób (bez filtrów, dając jej całkowicie przestrzeń do tego aby była tym, kim ma jest) a partner jest dla nas lustrem, w którym możemy zobaczyć siebie. Nauki na temat Relacji Tantrycznej możemy znaleźć u nauczycieli buddyjskiej Tantry (choć czasem ludzie kojarzą praktykę z partnerem głównie z jogami seksualnymi) np. u mistrza buddyjskiego i badacza źródeł tantryzmu dr Reginalda Ray. Profesor Elias Capriles przedstawiał również ten wymiar praktyki tantrycznej w czasie wykładów w Polsce. Sami otrzymaliśmy te nauki od naszych nauczycieli jak i odkryliśmy je doświadczalnie poprzez wspólną praktykę a obecnie zajmujemy się rozpowszechnianiem tej wiedzy i związanych z nią umiejętności w sposób świecki: dla wszystkich osób szukających głębi i wspólnego rozwoju duchowego w relacji. A teraz porady oparte na naszym doświadczeniu (są raczej skierowane do osób poszukujących, ale pary znajdą w nich też inspiracje do pracy nad własną relacją): 1. Modlitwy, afirmacje, mapy marzeń. Wzbudzanie i kultywowanie intencji bardzo sprzyja zamanifestowaniu się takiej relacji. Jest to metoda, która może przemówić nawet do bardziej racjonalnych osób: mianowicie takie zabiegi wpływają na naszą percepcję, mechanizmy uwagowe, motywacyjne i orientujące nasze ciało w przestrzeni. Innymi słowy takimi metodami modyfikujemy nasze struktury poznawcze, które decydują o tym - również na poziomie nieświadomym - na co zwracamy uwagę itd. Np. sprawiają, że skupiamy się na określonych elementach twarzy danej osoby kosztem innych. Tak więc takie świadome programowanie będze wpływać na to, gdzie się udajemy i z jakimi osobami rozmawiamy. Oczywiście można rozpatrywać to w innych wymiarach i kategoriach. Z naszego doświadczenia działa to bardzo zabawnie np. Veronika zawierała wątek partnera w swojej mapie marzeń. Wszystko się zgadza w naszej relacji z tym, co pisała... poza jedną rzeczą, którą zawsze pisała a której ostatni raz przed naszym spotkaniem się... zapomniała zawrzeć w mapie marzeń ;) Stosowanie takich narzędzi przekłada się na zwiększanie prawdopodobieństwa znalezienia tej osoby. Ważne jest skupianie się na tym, czego chcemy doświadczać i na obszarach tej relacji, które są dla nas ważne. Skupianie się na detalach takich jak kolor włosów partnera, może nas zorientować za bardzo na drobne szczegóły - kosztem jakichś istotniejszych (dla szczęścia i głębi w relacji) elementów. 2. Zadanie sobie pytania "po co chcę być w relacji?" Relacja Tantryczna jest relacją świadomą i taką, w której ciągle na nową wybieramy tą drugą osobę. Warto, więc wiedzieć dlaczego chcemy być w relacji, czego chcemy w niej doświadczać itp. Zadanie sobie tych pytań sprawi, że szybciej dotrzemy do naszych autentycznych potrzeb. Można je zadawać w medytacji skupiając się na sercu i na ciele i czekając na odpowiedź w formie obrazu lub sygnału z ciała. Można sobie je wypisać na kartce. Jeżeli w relacjach z drugą płcią często sami siebie sabotujemy albo ciągle wpadamy w meczące kołowrotki rozterek na temat tego, czy dana osoba jest właściwa czy nie albo ciągle mamy wrażenie, że trafiamy na niewłaściwe osoby, to może być to sygnał, że nie zrobiliśmy wewnętrznego porządku w tym wątku. Oczywiście każda relacja, w której byliśmy do tej pory, czegoś nas nauczyła i była "po coś". Niemniej jeżeli jesteśmy już gotowi na wzięcie odpowiedzialności, to warto się oddać się takiej refleksji. 3. "NIE" - mówienie nie wszystkiemu, co nie jest tym, czego tak naprawdę szukamy. Nie mówimy tutaj, że każdy musi zdecydować się na Relację Tantryczną, ale mówimy, że warto jest powiedzieć "NIE" relacjom i sytuacjom, które są półśrodkami, substytutami czy takim "aaa - nie chcę tego, ale wolę to niż nic" albo "może nic lepszego mnie nie spotka". Zamiast tkwić albo na nowo wpadać w sytuacje, które są niesatysfakcjonujące czy w których cierpimy - idziemy dalej. Jeżeli mówimy "NIE", to odsuwamy od siebie te sytuacje i aktualizujemy swoje mechanizmy orientujące . Szybciej dotrzemy do tego, czego naprawdę szukamy. Oczyszczamy dalszą drogę z przeszkód. Warto tutaj pamiętać, że mówimy o pewnej swobodzie wyboru, którą mają np. single lub osoby w mniej zaangażowanych relacjach - jeżeli jesteśmy z kimś w związku (i łączą nas dodatkowo np. dzieci itd), który nas nie satysfakcjonuje, to nie jest powiedziane, że musimy w nim tkwić, ale decyzja o rozstaniu może mieć bardzo różne - czasem poważne dla innych osób - konsekwencje. Takie sytuacje są indywidualne i wymagają wzięcia wielu czynników pod uwagę. Czasem coś może nie grać w naszej relacji i nie da się jej nazwać idealną Relacją Tantryczną, ale być może jesteśmy w stanie nad tym pracować (pod warunkiem, że tego chcemy). Nie jest to zero-jedynkowe. 4. Gotowość na samotność Aby naprawdę powiedzieć "NIE", musimy być gotowi przyjąć samotność jak dobrego przyjaciela. Jeżeli boimy się samotności, to będziemy podatni na wybieranie niesatysfakcjonujących relacji ze strachu. Jeżeli zaprzyjaźnimy się z samotnością, to czujemy się w niej dobrze i nie wybieramy z pozycji braku. Wtedy możemy naprawdę powiedzieć "NIE" i być szczęśliwi, kiedy pojawi się ta właściwa relacja i równie szczęśliwi, kiedy jej nie ma. Jeżeli mówimy "NIE" pomieszani oczekiwaniami i strachem, to nie ma w tym mocy i pewności. Samotność ma swoje zalety - jest to dobry czas na skupienie się na indywidualnym rozwoju i poznawanie siebie. Samotne osoby czasem odczuwają pewien poziom zazdrości względem szczęśliwych par. Zazdrość jednak szkodzi tak naprawdę nam samym. Widząc szczęśliwą parę i odczuwając negatywne emocje wysyłamy do własnego ciała sygnał "to nie jest dobre, nie chcę tego" i oddalamy się sami od realizacji takich doświadczeń i obrazów w swoim życiu. Zamiast tego kultywując radość tj. ciesząc się z powodu szczęścia znanych par a także życząc swoim samotnym i poszukującym przyjaciołom sukcesu - przybliżamy się do własnego szczęścia na tym polu. 5. Bycie szczęśliwym samemu ze sobą i pokochanie Siebie Relacja Tantryczna nie jest relacją dwóch połówek, ale jest relacją dwóch pełni, które spotykając się razem osiągają synergię (1+1 to w Relacji Tantrycznej więcej niż 2). Kiedy nie czujemy się pełni i szczęśliwi, to z powodu zbytniej rozpaczliwości albo odstraszamy potencjalnych partnerów albo pchamy się w związki oparte na współuzależnieniu i grach, gdzie próbujemy użyć drugiej osoby do zaspokojenia jakiegoś braku, wieszamy się na niej, próbujemy być rodzicem lub dzieckiem itd. Wchodząc w relację jako pełnia możemy dzielić się miłością i szczęściem, które pochodzą z wewnątrz (a na zewnątrz odbijają się, kiedy czerpiemy z tego pierwotnie obecnego w nas zasobu). To daje też prawdziwą intymność i głębię w spotkaniu dwóch kompletnych, równych sobie istot. Kiedy nauczymy się być szczęśliwi sami, to nawet jeżeli relacja się nie wydarzy - i tak będziemy szczęśliwi. Jest to sytuacja typu "win-win". Warto zadać sobie też pytanie "Jeżeli nie kocham siebie... to jak mogę oczekiwać, że ktoś inny mnie pokocha?". 6. Przygotowanie się. Nie możemy oczekiwać Relacji Tantrycznej, w której będzie wymiana energii i współpraca w duchowej praktyce czy w innych dyscyplinach rozwoju, jeżeli sami w ogóle nie spędzamy czasu pracując nad sobą. Praktykując Tantrę, medytując czy uprawiając jogę - łatwiej spotkamy osobę, z która będziemy to dzielić. Podobnie ciężko będzie nam znaleźć dojrzałą osobę, jeżeli sami jesteśmy niedojrzali. Czasem nasze oczekiwania są zbyt wygórowane względem tego, gdzie sami faktycznie jesteśmy. Nie oznacza to, że musimy pozbyć się swojej ambicji. To że pożądamy pewnych cech i jakości po prostu nie oznacza, że one muszą się pojawić w naszym życiu uosobione w drugim człowieku. Możemy sami je w sobie kultywować. Kiedy mamy coś w sobie, to łatwiej nam czuć się jako pełnia. Naturalnie też prowadzimy tryb życia (np. odwiedzamy właściwe miejsca), który sprzyja spotkaniu tej odpowiedniej osoby. Podchodząc do tematu czysto technicznie - możemy np. zacząć pracować indywidualnie z tantrycznymi metodami: choćby pracować ze swoją animą i animusem, osadzać się w ciele czy praktykując tradycyjną Tantrę (np. bóstwa medytacyjne, których przekazów udzielają lamowie i mistrzowie tantryczni). Można praktykować w parach ćwiczenia, które są dla nas komfortowe, ale możemy też medytować ze zwizualizowanym partnerem. To pozwala nam wykonać również głęboką pracę na nieświadomych poziomach i łatwiej zamanifestować właściwego Partnera w naszym życiu. „Tradycyjny trening zen trwa całe wieki, choć nazywamy go „natychmiastową szkołą”” – mówi mistrz Zen Genpo Roshi w swojej książce „Wielki Umysł, Wielkie Serce”. Rzeczywiście klasyczne Zen oferuje swoim adeptom ścieżkę, która może nie być łatwa dla zachodniego umysłu, gdzie kulturowo stawiamy na indywidualność. Adept Zen otrzymuje do pracy koan. Jest to paradoksalne pytanie lub opowieść, którego zadaniem jest podważenie konceptualnego umysłu i wyprowadzenie poza ograniczenia wyobrażeń i pojęć, którymi ów umysł operuje prowadząc adepta do stanu poddania się i doświadczenia oświecenia. Poza pracą z koanem praktykuje zazen, czyli medytację “tylko siedzenia”, której celem jest osiągnięcie stanu długotrwałego skupienia bez myśli, samadhi a ostatecznie przebudzenia i uwolnienie się od cierpienia. Jednakże, jak mówi Roshi „sama praktyka duchowa nie zawsze dotyka bolącego miejsca czy głębokich problemów emocjonalnych. Możemy więc siedzieć po dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści lat i – po prostu siedzieć na tym naszym śmietniku. To jedna z negatywnych stron „samego siedzenia” w medytacji.”
Genpo relacjonuje, że po dwudziestu kilku latach nauczania jako mistrz Zen, zauważał, że najtrudniej było mu przepchnąć ucznia poza koncepcję jaźni, trwałego, osobowego ja. „Dzięki wytrwałej i intensywnej praktyce oraz naukom i czemuś, co wydawało się czystym przypadkiem, niektórym udawało się przedrzeć poza ograniczone Ja” i znaleźć przestrzeń, którą mistrz nazwał Wielkim Umysłem, Wielkim Sercem. Roshi bynajmniej nie był tym usatysfakcjonowany, on sam miał szczęście doznać mistycznego doświadczenia które wprowadziło go na ścieżkę Zen ale patrząc na zmagania i ciężką pracę innych osób w swoim ośrodku, czuł wewnętrznie, że musi być jakiś szybszy sposób. Początkowo zainaugurował prowadzoną medytację, w której uczestnicy najpierw obejmowali medytacją osoby w najbliższym otoczeniu, potem całej dzielnicy, miasta, kraju, świata aż do całego kosmosu, dzięki czemu doznawali całkowitej otwartości i nieskończoności. Medytacja była dość skuteczna, ale Genpo nadal nie był z niej zadowolony i szukał czegoś mocniejszego i bardziej bezpośredniego. Kiedy jego ośrodek Zen w Los Angeles przeżywał kryzys, Genpo zaprosił do pracy parę terapeutów Hala i Sidrę Stone pracujących metodą dialogu głosów, (którego korzenie sięgają terapii Junga, Gestalt oraz psychologii narracyjnej). Jak mówi Roshi, było to ważne uzupełnienie, ponieważ dawało ludziom zachodu coś, czego brakowało im we wschodnim treningu Zen. Dialog głosów zrobił dobrą robotę, Genpo wiedział, że trafili na coś, co okazało się bardzo wartościowe i psychologicznie zdrowe, czuł, że pójście za tym procesem jest absolutnie konieczne jeśli Zen miał zapuścić korzenie na zachodzie. Dodając głosy nie-dualne do procesu terapeutycznego Genpo stworzył kompilację metod Zen i zachodniej psychologii, która w ciągu jednego dnia wyprowadza uczestników poza dualizm i daje do ręki potężne narzędzie do pracy. Co najważniejsze głosy, które dodał Roshi pozwalają zarówno korzystającym z Big Mind zyskać zarówno te wstępne, płytsze wglądy analogiczne do pomniejszych medytacyjnych wchłonięć jak i te głębsze, inspirowane subtelnymi i esencjonalnymi wskazówkami na temat natury jaźni i umysłu (jak np. instrukcje na temat tzw. NieJa wykorzystywane w buddyjskiej medytacji). W tym sensie Big Mind może być zarówno narzędziem do wprowadzenia w świat niedualizmu jak i kompletną metodologią. Samo Zen ma swoje początki poza Japonią i tradycyjnie wskazuje na swoje początki w nauce “wygłoszonej” przez Buddę w czasie której nie wypowiedział on żadnego słowa a jedynie uniósł w górę liść. Tylko jeden z jego uczniów Mahkaśjapa zrozumiał ten pozasłowny przekaz i miał on zapoczątkować linię metod i medytacji Zen opartych na bezpośrednich, prostych i niekonceptualnych metodach. Jako takie Zen znajduje się więc poza słowami a więc i jest ono poza konkretnym językiem, religią czy kulturą i rozwinęło swoje specyficzne formy m.in. w Chinach jeszcze jako Chan, Korei czy Japonii. Kraje te cechują duże różnice kulturow, choć może nie być to oczywiste z punktu widzenia Europejczyka. Wszędzie metody zenowskie metody cieszyły się popularnością i uznaniem nie tylko wśród praktykujących Buddyzm, ale także wśród praktykujących filozofie taoizmu i konfucjanizmu w Chinach politeistycznych szintoistów w Japonii. Medytacja Zen inspirowała tak mnichów jak i pokolenia świeckich. Wielu nauczycieli Zen wskazywało na to, że aby Zen mogło faktycznie wnieść coś w życie zachodniego człowieka - powinno ono stać się zachodnie. I tak można dziś spotkać nawet jezuitów promujących medytację Zen. Big Mind jest właśnie taką manifestacją zachodniego Zen - oferując nam najlepsze z Zen i zachodniej kultury. Poprzedni artykuł na blogu zajmował się pułapkami duchowego materializmu. Zdiagnozować problem jest łatwo - ale jak znaleźć rozwiązanie? Początkowo chciałem poprzestać na poprzednim tekście, ale Veronika wskazała mi, że nie powinienem pozostawiać czytelnika z diagnozą problemu bez zajęcia się rozwiązaniami. Na wstępie muszę zaznaczyć, że jako zwykły człowiek nie jestem w tym tekście podać pewnego przepisu na uniknięcie duchowego materializmu pt. “Rób tak a tak i to na pewno zadziała”. Nie chciałem też, żeby tekst był kalką albo streszczeniem rad Czogjama Trungpy z książki “Wolność od Duchowego Materializmu” - możecie w końcu przeczytać książkę. Poniższe stanowi bardziej zapis moich refleksji na podstawie własnych zmagań z duchowym materializmem i jest zaproszeniem dla Ciebie czytelniku do refleksji i badania tych kwestii w życiu codziennym.
Zagadnienie jest nie jest łatwe (w związku z tym tekst nie będzie krótki), ponieważ ciężko jest o uniwersalne odpowiedzi - niemniej być może właśnie to jest paradoksalnie kluczem do ich znalezienia. O co chodzi z tymi uniwersalnymi odpowiedziami? To łaknienie znalezienia definitywnej odpowiedzi pcha nas w sidła duchowego materializmu. Pragnienie umysłu, żeby wiedzieć i mieć gotowy i łatwy schemat postępowania, który zadziała w każdych warunkach. Próba znalezienia jakiegoś punktu odniesienia względem którego wszystko sobie ustawimy. Duchowość i rozwój są kwestiami otwartymi, dotyczą sfery transcendencji i nieograniczoności. Punkty odniesienia automatycznie tworzą ograniczenia - a rozwój ma być przekraczaniem takich schematów i ograniczeń. KRYTYCZNE PODEJŚCIE DO DUCHOWOŚCI I to prowadzi nas do ważnej kwestii… Zastanawiając się jak żyć świadomie i w sposób pełen znaczenia i duchowej głębi - oczekujemy łatwej odpowiedzi. Np. “rób tak a tak i wszystko będzie dobrze. Jeżeli będziesz taki jak Guru X czy Guru Y i we wszystkim będziesz kopiować jego zachowania, to na pewno osiągniesz oświecenie.” Doskonałym przykładem niezdrowych konsekwencji takiego podejścia jest choroba Lucknow. Poszukiwacze duchowi wybierali się do tego miasta, aby spotkać żyjących tam mędrców nauczających nie-dualizmu i metod Badania-Ja Advaity (tzw. Self Enquiry), które polega na szukaniu źródła myśli i chwilowych przeżyć. Wielu z nich zamiast stosować właściwie tą metodę i faktycznie szukać źródła myśli - głównie papugowało i powtarzało stwierdzenia takie jak “Kto to wszystko widzi?” lub “Kim jest ten, który to widzi?” mające inicjować proces tych poszukiwań. W efekcie wielu białych ludzi snuło się po hinduskim Lucknow jak zombi pytając “Kto to wszystko widzi?”. Wielu zaczęło też używać wskazówek na wyjście poza uwikłanie w treść myśli jako broni w dyskusjach np. Pytając “Kto to wszystko widzi?”, żeby podważyć jego argumenty, odrzucając je mówiąc “To tylko Twoje ego” lub wreszcie próbując unikać odpowiedzialności za swoje pomyłki mówiąc “nie ma żadnego ja” lub “ego jest iluzoryczne”. Takie zabiegi są znane jako Advaita Shuffle. Żeby to zilustrować wyobraźmy sobie Jana, który źle zrozumiał intencję takich wskazówek do medytacji czy badania swojego umysłu i kiedy zatrzymuje go policjant mówiąc “Przekroczył Pan prędkość! Jeździ Pan niebezpiecznie” Jan odpowiada “nie ma żadnego ja, które mogłoby przekroczyć prędkość”. Tego typu zabiegi są wykorzystywane przez niektórych nieuczciwie w dyskusjach internetowych na forach poświęconych medytacji, nie-dualizmowi lub używane przez fałszywych guru do uciszania sceptycznych, zgłaszających wątpliwości uczniów. Wreszcie w środowiskach wielu początkujących poszukiwaczy można spotkać lęk przed używaniem słowa “Ja” w swoich wypowiedziach - nawet jeżeli chodzi o zwykłe, codzienne sytuacje. Wniosek płynący dla nas z tego jest dosyć prosty - nie powinniśmy myśleć, że samo przyjmowanie słów mędrców, imitowanie ich zachowania czy papugowanie ich wypowiedzi będzie oznaczać, że będziemy się rozwijać. Powracając do Czogjama Trungpy - powiedział kiedyś, że nie powinniśmy podchodzić do duchowych nauk jak jamochłony, które bezkrytycznie wszystko przyjmują. Powinniśmy rozwinąć w sobie zdolność krytycznej oceny, wątpić, badać, poddawać to co słyszymy refleksji. Tylko w ten sposób sami się czegoś nauczymy, wyjdziemy poza zawężone schematy nawykowego myślenia. Inaczej konsumujemy tylko jakąś treść - jak duchowego Big Maca - i wypychamy się tak pustymi kaloriami. Być może nawet zaszkodzimy sobie w ten sposób... PO OWOCACH POZNACIE Doskonała rada jak podchodzić pracować z otrzymanymi wskazówkami duchowymi została zawarta przez Gautamę Buddę w tekście znanym jako Kalama Sutta, który jest częścią tzw. Kanonu Palijskiego. Brzmi ona: “Tak jak powiedziałem Kalamowie: Nie podążajcie za podaniami, za legendami, za tradycjami, za pismami, za logicznymi przypuszczeniami, za wnioskowaniem, za analogiami, za dochodzeniem do porozumienia poprzez rozważanie poglądu, za prawdopodobieństwem czy za myślą “Ten kontemplujący jest naszym nauczycielem.” Kiedy będziecie sami wiedzieć, że “Te jakości są zręczne [przyp. Przybliżają do wolności i duchowej dojrzałości]; te jakości są nienaganne, te jakości są chwalone przez mądrych, te jakości, kiedy przyjęte i wprowadzone w czyn, prowadzą do dobrostanu i szczęścia - wtedy powinniście w nie wejść i w nich pozostawać.” (źródło: tłumaczenie własne na podstawie strony ze zbiorem tekstów Kanonu Palijskiego “Access to Insight” https://www.accesstoinsight.org/tipitaka/an/an03/an03.065.than.html ). Kalamowie prosili Buddę o radę, ponieważ w ich mieście pojawiało się wielu nauczycieli duchowych, którzy głosili sprzeczne poglądy, zwalczali się i Kalamowie nie wiedzieli, które nauki są właściwe. Tekst Kalama Sutty jest często umieszczany w uproszczonej formie na memach czy motywatorach, błędnie cytowany w internecie, wyrywany z kontekstu i błędnie interpretowany jako swoiste “nie musicie słuchać autorytetów ani polegać na mądrych książkach, tylko róbta co chceta”. Tak oto cytat Buddy wymierzony przeciwko duchowemu materializmowi sam stał się ofiarą duchowego materializmu. Żebyśmy mogli rozumieć na czym polega błąd interpretacyjny i bazować na autentycznym rozumieniu tekstu w dalszych rozważaniach warto zacytować notkę od tłumacza z Access to Insight: “Chociaż ta rozprawa jest często cytowana jako carte blanche [przyp. przyzwolenie] Buddy na podążanie za własnym poczuciem dobra i zła, to faktycznie mówi ona coś dużo bardziej rygorystycznego. Za tradycjami nie powinno się podążać po prostu dlatego, że są tradycjami. Podania (takie jak podania historyczne albo wiadomości) nie są czymś za czym należy podążać tylko dlatego, że źródło wygląda na godne zaufania. Własne preferencje nie są czymś za czym warto podążać tylko dlatego, że wydają się logiczne albo rezonują z naszymi uczuciami. Zamiast tego, każdy pogląd lub przekonanie musi być testowane na podstawie rezultatów do jakich prowadzi, kiedy zastosuje się w działaniu. Żeby chronić się przed możliwością jakiejkolwiek tendencyjności czy ograniczeń we własnym rozumieniu tych rezultatów - muszą być one porównywane z doświadczeniem ludzi, którzy są mądrzy. Zdolność do kwestionowania i testowania swoich poglądów we właściwy sposób jest nazywana właściwą uważnością [przyp. warto tutaj zauważyć, że tak rozumiana jest uważność w kontekście buddyjskim podczas, gdy potoczne rozumienie słowa uważność wśród wielu współczesnych medytujących oznacza coś w rodzaju skupienia czy koncentracji na danej czynności lub bycia świadomym własnych doznań, myśli itd.]. “ (źródło: tłumaczenie własne) https://www.accesstoinsight.org/tipitaka/an/an03/an03.065.than.html Taka opisana postawa sprzyja zarówno rozwojowi duchowemu jak i jest przydatna w dzisiejszych czasach, kiedy pozytywny wpływ nieograniczonego dostępu do wiedzy w internecie często jest niwelowany przez ludzki błąd poznawczy zwany efektem potwierdzenia lub błędem konfirmacji. W skrócie ludzie bardzo chętnie wybierają i powielają treści, które pasują do ich założeń, oczekiwań, preferencji czy uprzedzeń. W połączeniu z innym błędem poznawczym znanym jako efekt pierwszeństwa: łatwiej zapamiętujemy a w związku z tym bardziej jesteśmy skłonni wierzyć poglądom z którymi zetknęliśmy się wcześniej lub do których przekonaliśmy się wcześniej. Można uwolnić się od takich sztywnych schematów postrzegania i daje nam to zdolność rozwijania się - zamiast tkwić w sztywnych założeniach pasujących do naszej wizji siebie i świata (to, co współcześni poszukiwacze duchowi najczęściej określają jako ego) - możemy być otwarci na nowe informacje, wychodzić poza swoje ograniczenia, uwalniać od nich. W innym razie nie tylko ryzykujemy kurczowym trzymaniem się błędnych poglądów, ale również stajemy się łatwym celem rozmaitych fałszywych guru, manipulatorów czy ideologów, którzy będą chętnie odwoływać się do naszych oczekiwań i karmić nas naszymi własnymi uprzedzeniami najprawdopodobniej sprawiając, że będziemy za to jeszcze płacić na koniec. UMYSŁ POCZĄTKUJĄCEGO Wielu ludzi, którzy zainteresowali się duchowością wschodu czy ruchem New Age w przeszłości miało kiedyś zupełnie inny światopogląd a nierzadko byli go niezbicie pewni. Warto być uczulonym na to, że różne interpretacje na temat świata, które mamy teraz - mogą również okazać się w przyszłości niewystarczające. Lubimy wiedzieć, być pewni czegoś, mieć rację - “ja wiem, jestem pewien, doświadczyłem tego, mam rację…”. Taka postawa nie tylko zatrzymuje nas w miejscu, usztywnia, ale dodatkowo zamyka na innych - na inny punkt widzenia. Doskonałą radą jest kultywowanie czegoś, co mistrz Zen Shunryu Suzuki nazywał “umysłem początkującego”. Chodzi tutaj o podchodzenie do rzeczy ze świeżością i otwartością osoby początkującej. Zamiast pokładać ufność w treści podsuwanych przez umysł myśli takich jak “Znam to” - Suzuki radził wchodzić w sytuacje bez warunkowania się założeniami i przeszłymi doświadczeniami. Cytując go “W umyśle początkującego jest wiele możliwości, ale w umyśle eksperta jest ich niewiele”. POTĘGA OTWARTEGO PYTANIA Jedną z ciekawych rad wiążącą się w powyższym, na które miałem szczęście natrafić, jest sugestia, że jako ważne powinniśmy traktować samo pytanie. Nieuleganie odpowiedziom podsuwanym przez myśli jest szczególnie ważne w medytacji i badaniu percepcji za pomocą medytacji. Zamiast szukać gotowych odpowiedzi w umyśle pt “wszystko jest jednym”, “o - to jest to”, “to jest medytacja”, “to jest oświecenie”, “nie można o tym nic powiedzieć” lepiej jest zadawać pytania i badać strukturę i naturę wrażeń, myśli i spostrzeżeń - sprawdzając jak działają i jaka jest ich natura. Wychodzimy wtedy poza bycie zamkniętymi w treści myśli (co nie jest tożsame z ich negacją czy wyciszaniem) a bezpośrednio badamy charakter własnego doświadczenia. Zderzenie z niepewnością może wywoływać strach. Większość zabiegów ego ma na celu tworzenie bezpiecznego, przewidywalnego środowiska. Mierzenie się z nieokreślonością wymaga odwagi. Jak pisze Elizabeth Mattis-Namgyel (autorka “Potęgi Otwartego Pytania”): “Siłą jest nasza gotowość do pozostawiania obecnymi w obliczu niepewności”. MĄDRE CZERPANIE OD INNYCH Powróćmy do mądrych tekstów, świętych pism i nauczycieli. Przykład Kalama Sutty pokazuje, że ludzie potrafią przytaczać święte pisma ze słowami duchowego nauczyciela sprzed 2500 lat, żeby udowadniać, że nie potrzebują przejmować się słowami świętych pism i nauczycieli. Chociaż ten cytat wcale tego nie mówi i wskazuje na coś innego. To się nazywa pomieszanie! Poleganie wyłącznie na własnych pomysłach jest popularne w duchowych kręgach obecnie. W internecie łatwo spotkać ludzi, którzy idą jeszcze dalej i w ogóle obruszają się na cytowanie słów jakiegoś mędrca - nawołując do polegania na własnym doświadczeniu. Pytanie czy przemawia za tym autentyczne zrozumienie, amerykański hiperindywidualizm dominujący kulturę masową czy zwykłe dziecięce “JA SIAM”. Jest oznaką pokory być w stanie przyjąć słowa innego człowieka. Słowa z Kalama Sutty wskazywały na to, żeby nie przyjmować ich bezkrytycznie, pasywnie. Także chodzi tutaj o balans pomiędzy ekstremum narcystycznego zadufania we własnej wizji świata i łatwowierności połączonej z niską samooceną każącej bezkrytycznie wierzyć w to, co mówi autorytet. Teksty czy duchowi nauczyciele mogą nam wskazywać nowe pola do eksploracji, pomagać stawiać pytania i kwestionować utarte schematy. Jeżeli wiemy jak z nich korzystać, to stają się sprzymierzeńcami i przyspieszają nasz rozwój. Dzięki nim nie musimy uczyć się jedynie na swoich błędach, ale możemy uczyć się na błędach innych. Nie musimy wyważać otwartych drzwi. Jednocześnie szanujemy prosty fakt, że żyjemy w innych warunkach i mamy inne okoliczności niż nasz mentor czy autor inspirującego tekstu - stąd prawdziwie wymagający nauczyciel będzie zachęcać dojrzałego ucznia do samodzielności i brania odpowiedzialności za siebie. Wypada w tym miejscu wskazać, że aby nie podkręcać duchowego materializmu - warto sprawdzać źródła inspirujących cytatów, którymi się dzielimy - zbadać kontekst w jakim zostały powiedziane dane słowa. Mamy na to mało czasu prowadząc zajęte i szybkie życie. Ale lepiej jest poznać dobrze i właściwie jeden mądry tekst niż nieświadomie konsumować setki cytatów i mądrych sentencji niepewnego pochodzenia. Krótkie cytaty mogą być inspirujące i pomocne pod warunkiem, że korzystamy właściwie z dobrodziejstwa jakim jest nieograniczony dostęp do słów i wskazówek wybitnych myślicieli czy duchowych nauczycieli ze wszystkich stron świata i okresów historycznych. Stanowią również zaproszenie do dalszej eksploracji. Podobnie studiując stare tradycje dyscypliny medytacyjnej czy jogicznej warto odnosić naszą praktykę do najstarszych dostępnych tekstów źródłowych. Nie chodzi o to, żeby trzymać się sztywno form, które powstały w innym kontekście kulturowym. Jako współcześni ludzie musimy szukać współczesnych form wyrazu i sposobów pracowania z aktualnymi okolicznościami. To, co działało 2000 lat temu, nie będzie działać dzisiaj - w czasach internetu, smartfonów, sztucznej inteligencji… Niemniej znając oryginalny przekaz i znając a przede wszystkim rozumiejąc historię jego rozwoju chociaż w minimalnym stopniu - łatwiej nam odróżnić przejściowe formy od esencji. Możemy inspirować się przykładem tych, którzy byli przed nami i jak już zostało wspomniane - nie będziemy wyważać otwartych drzwi i powtarzać tych samych błędów. Co do nauczycieli nie jest tak, że każdy musi mieć swojego mentora albo mistrza duchowego, aby się rozwijać. Może być on jednak przydatny. Być może teraz czujesz sprzeciw, bo przecież najgłębszy nauczyciel jest tak naprawdę w nas samych. A może lepiej powiedzieć, że kiedy mamy właściwe podejście, to każda istota jest dla nas nauczycielem? Niemniej na pewnych etapach i pewnych ścieżkach warto pracować z bardziej doświadczonymi od nas - choćby ze względu na opanowanie technik medytacji czy jogi. Nauczyciel może nam pomóc nie wpaść w pułapki duchowego materializmu. W jaki sposób? Właściwy nauczyciel nie jest zainteresowany utwierdzaniem nas w naszych uprzedzeniach. Będzie skłaniać nas do refleksji i rzucać wyzwanie naszym schematom zachowania. Spełni też rolę lustra pokazującego nam nasze własne lęki czy oczekiwania, które będziemy na niego projektować (warto pamiętać, że te funkcje może spełniać też relacja nastawiona na rozwój - jak np. Relacja Tantryczna, której poświęcamy nasze warsztaty). Patrząc na to czysto pragmatycznie - będzie mieć pewnie znacznie większe doświadczenie w medytacji, pracy z oddechem czy innych przydatnych technikach. Jest świadom możliwych błędów i zagrożeń w praktyce a pracując z innymi uczniami może dodatkowo może mieć szeroką perspektywę na temat tego z czym mierzą się praktykujący. Praca z nauczycielem - zwłaszcza nauczycielem duchowym - jest bardzo obszernym tematem i nie sposób napisać w takim artykule o wszystkim. Warto jednak na koniec dla pożytku zainteresowanych nauczycielami duchowymi napisać, że nawet w Tantrze Buddyjskiej, gdzie aby faktycznie zaangażować się jej praktykę nauczyciel duchowy jest konieczny i niezbywalny (co wynika po prostu z mechaniki Tantry jako ścieżki duchowej - nie da się jej nauczyć z książek i relacja z drugim człowiekiem jest bardzo ważnym elementem jej praktyki), to uczeń ma prawo odmawiać wykonywania jego poleceń czy próśb, jeżeli przeczą one zasadom moralnym (np. Nie zgadzają się z Dharmą w przypadku Buddyjskiej Tantry). Np. nie musimy kłamać lub oddawać się uwłaczającym czynnościom seksualnym - niezależnie od tego jakim autorytetem obdarzony jest ten, kto tego od nas oczekuje. Dla wielu jest to oczywiste… czułem się jednak poruszony w ostatnich tygodniach czytając wiele opisów nadużyć i krzywd wyrządzonych przez rozmaitych “nauczycieli”. Przede wszystkim też nie musimy uważać, że praca z nauczycielem oznacza bicie komuś pokłonów, całowanie po stopach. Najprostszym, najbardziej esencjonalnym i najbardziej skutecznym sposobem korzystania z tego czym dzieli się nauczyciel (czy może lepiej nazwać go “duchowym przyjacielem”?) jest stosowanie i sprawdzanie jego instrukcji i wskazówek w praktyce… pamiętając oczywiście o radzie Buddy udzielonej Kalamom. W tym sensie jeżeli czujemy inklinacje możemy uczyć się technik i metod rozwojowych od wielu osób lub skupić na jednej, jeżeli czujemy, że zbytnia rozmaitość wprawia nas w rozproszenie (różne modele są dla różnych osób i zależą od naszych predyspozycji np. naszych procesów motywacyjnych, zdolności myślenia kontekstualnego, otwartości czy czasu). POZNAJ SIEBIE Tak, więc współpraca z innymi i czerpanie od nich może być bardzo pomocna… choć jak już ustaliliśmy nie działa ona bez własnej odpowiedzialności i wysiłku. Nauczyciele mogą nam wskazać drogę - to my wybieramy czy nią podążamy. Wiąże się z tym aspekt samoobserwacji. Mój nauczyciel Dzogczen Czogjal Namkhai Norbu zwykł mawiać, że kluczem do praktyki Dzogczen jest obserwowanie samego siebie. Zamiast zadowalać się pięknymi ideami, filozoficznymi rozważaniami czy cudownymi doświadczeniami - powinniśmy ciągle i wyraźnie sprawdzać jakie są nasze ograniczenia, intencje, jak się zachowujemy. Namkhai Norbu lubił żartować, że jeżeli jesteśmy przekonani o swoim oświeceniu i że reguły i zasady otaczającego świata nas nie dotyczą, to powinniśmy wsadzić rękę do ognia i sprawdzić jak zareagujemy. Jeżeli twierdzimy, że nie ma ego - to kogo to zabolało? Jeżeli wszystko jest iluzoryczne albo materializm nie jest ważny - to dlaczego dłoń uszkadza się od płomienia? Oczywiście nie radzę wam sprawdzać tego w czynie, ale już wykonanie uczciwie eksperymentu myślowego z tym związanego sprowadza człowieka na ziemię. Czogjam Trungpa powiedział kiedyś, że powinniśmy zaprzyjaźnić się z naszym ego oraz że oświecenie zawiera w sobie widzenie wyraźniej własnego pomieszania. Ktoś może zapytać - duchowy rozwój nie powinien polegać na przekraczaniu lub uwalnianiu się od ego? Po pierwsze w ego rozumianym jako osobowość nie ma nic złego - ego to prostu zbiór mechanizmów dzięki którym odnajdujemy się w materialnej rzeczywistości. Ma różne pożyteczne funkcje - dzięki niemu wiemy do których ust wkładać łyżkę z zupą w czasie obiadu. Daje nam pewną spójność - nawet wielcy mistrzowie medytacji czy mędrcy duchowi mają osobowość w sensie pewnych sposobów wypowiadania się, pewnej energii czy stylu. Jeżeli celem byłaby dekonstrukcja osobowości to prawdopodobnie najszybszą drogą do oświecenia byłaby lobotomia albo elektrowstrząsy… A to zaprzyjaźnianie się z ego? Tendencja ego polega na kontrolowaniu. Zaprzyjaźnianie nie jest relacja polegającą na kontroli. Popularną alternatywą jest walka - próba unicestwienia ego… ale wtedy to tylko ego, które walczy z samym sobą. Również próby ucieczki - to po prostu próby ucieczki od samego siebie - niezależnie od tego czy mają charakter przyziemnych rozproszeń czy duchowego tripa. Cytując dalej Trungpę - nie szukamy drogi na zewnątrz… szukamy drogi do wewnątrz. UZIEMIENIE I wreszcie… co robić kiedy odlatujemy za bardzo w piękne, górnolotne idee? Co robić gdy uciekamy od rzeczywistości i materialności w duchowość? Tutaj rady wydają się dosyć proste - rozwinąć kontakt z ciałem (oczywiście polecam Medytację Somatyczną ale też Jogę albo chociażby taniec czy siłownię), zaangażujmy się w jakieś czynności fizyczne. Być może ktoś w tym samym budynku nie jest w stanie poradzić sobie z drewnem lub węglem na opał i mógłby bardzo skorzystać na naszej pomocy. Zanim więc zaczniemy myśleć o zbawianiu świata - posprzątajmy nasz pokój, umyjmy brudne naczynia… a potem zacznijmy pomagając komuś fizycznie i robiąc coś konkretnego, namacalnego, zróbmy coś dla tych wspólnot ludzkich, których jesteśmy w pierwszej kolejności częścią. POCZUCIE HUMORU Na koniec podzielę się refleksją, że nie powinniśmy nigdy myśleć, że od duchowego materializmu jesteśmy wolni… wtedy jesteśmy najbardziej zagrożeni przez jego wpływ. Sam wielokrotnie przekonuję się o tym, że potrafię popełnić błędy w sytuacjach, które wiążą się z tym o czym pisze. Nie chodzi o to, żebyśmy budowali sobie personę oświeconych, wolnych od duchowego materializmu. Chodzi o to, żebyśmy byli ciągle uważni, widzieli swoje błędy, wiedzieli jak z nimi pracować, jak je naprawiać i jak wystrzegać się przyszłych. No i jak Trungpa wskazywał poczucie humoru. Rzeczywistość i tak w końcu zagra nam na nosie, jeżeli zaczniemy się nadmiernie pompować. W końcu i tak z pewnego punktu widzenia wszystkie drogi duchowego rozwoju to bardziej lub mniej subtelne formy duchowego materializmu. A wychodzi na to, że wyparcie tego co robimy lub udawanie świętych i nieskazitelnych też nie działa. W takim razie okazuje się, że trzeba się po prostu zrelaksować. ~ Robert D. :)
Ludzie chcący się rozwijać czy praktykować duchowo często mierzą się z tym odwiecznym problemem. Czogjam Trungpa Rinpocze – jeden z pierwszych nauczycieli tantrycznego buddyzmu na Zachodzie oraz nauczyciel dr Reginalda Ray (ojca Medytacji Somatycznej), aby przybliżyć ten mechanizm zachodnim odbiorcom rozpropagował pojęcie duchowego materializmu. Działo się to jeszcze zanim John Welwood wprowadził inne znane pojęcie duchowego bypassingu, które dotyka podobnej problematyki. Duchowy materializm stał się głównym tematem bestsellera opartego na wykładach Trungpy o tytule „Wolność od Duchowego Materializmu” (ang. „Cutting Through Spiritual Materialism”). Oczywiście o tym zagrożeniu mówiło się już tysiące lat temu a nawet ostrzeżenia przed nim były obecne w mitologii i życiorysach założycieli wielkich religii. Przykładami mogą być Jezus kuszony przez szatana na pustyni czy Mara próbujący zakłócić medytację Buddy pod drzewem Bodhi.
Autentyczna praca nad sobą powinna prowadzić do większego kontaktu z sobą i rzeczywistością oraz uwalniania od nawykowych tendencji i ograniczeń. Powinna czynić nas mądrzejszymi i bardziej współczującymi ludźmi. Często jednak zostaje wypaczona i służy czemuś zgoła przeciwnemu. Z tym zagrożeniem można się spotkać na dowolnym etapie własnej ścieżki i może ono przyjmować różne formy. Może na przykład przejawiać się w postaci eskapizmu. Człowiek wykorzystuje duchowość jako sposób ucieczki od życia. Zamiast zmierzyć się ze swoim bólem i cierpieniem, w ten sposób transformując negatywne wzorce, ulegamy pokusie wyparcia. Polega ono na tym, że odcinamy się od swoich myśli i trudnych emocji. Można to sobie łatwo usprawiedliwić mądrymi cytatami mówiącymi o tym jak oświecony człowiek jest wolny od cierpienia, negatywnych emocji czy zdolny do przebywania w medytacyjnym wchłonięciu niesplamionym myślą. Niestety podejście polegające na zaprzeczaniu problemom przypomina zamykanie oczu w konfrontacji z problemem. A ten wcale nie znika a zaczyna działać poza świadomością, zostaje zepchnięty do podświadomości, gdzie staje się jeszcze bardziej destrukcyjny. Jedną z formą tego mechanizmu jest zatrzymanie się w rozwoju i podtrzymywanie niezdrowych nawyków tłumacząc sobie, że „przecież wszystko jest doskonałe a nasza prawdziwa natura jest czysta i oświecona”. Tego rodzaju prawdy absolutne nie powinny być wykorzystywane do usprawiedliwiania duchowego lenistwa czy stagnacji w rozwoju chyba, że ktoś faktycznie dotarł do poziomu w którym doskonale panuje nad swoim umysłem, jest niewrażliwy na ból, głód i nie czuje najmniejszego lęku w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia. W innym wypadku mamy do czynienia z powierzchownym, sztucznym, intelektualnym wglądem i zwyczajnym papugowaniem słów oświeconych mędrców bez faktycznego zrealizowania ich w swoim życiu. W wyjątkowo niezdrowych przejawach tej tendencji ludzie popadają w apatię i nihilizm. Stają się niewrażliwi na innych, zaniedbują codzienne obowiązki czy chodzą brudni i żyją w bałaganie. Bo po co tracić czas na takie przyziemne, nieoświecone aktywności? Oczywiście można zamknąć się na długie lata na medytacyjnym odosobnieniu czy wyjechać w egzotyczną podróż do Azji. Ale zabieramy wszędzie ze sobą swoje nawyki i tendencje z którymi trzeba się prędzej czy później zmierzyć. Przeciwną do powyższej równie ekstremalną postawą jest chęć umacniania swojego ego przez fiksację na ciągłym rozwoju. Czasem wydaje się nam, że jeżeli zmienimy całe swoje podejście do wszystkich spraw i wywrócimy życie do góry nogami, to będzie to świadczyć o naszym rozwoju lub gotowości do niego. Zmiana modelu życia z hippisa na chodzącego w garniturze pracownika korporacji lub odwrotnie często jednak fundamentalnie niewiele zmienia a grozi umocnieniem egocentryzmu poprzez poczucie, że teraz stoimy po tej właściwej stronie. Trungpa określił zgrabnie takie podejście jako „fałszywy heroizm”. Szczególną pułapką jest przywiązanie do mistycznych doznań i duchowych doświadczeń. Chyba najbardziej jaskrawym jej przykładem jest ktoś zaniedbujący trzeźwą pracę nad sobą i kompulsywnie zażywający psychodeliczne substancje takie jak LSD po to, ażeby pod ich wpływem doświadczać wizji bóstw, oświeconych istot czy przeżywać odmienne stany świadomości. Potem może o nich opowiadać przyjaciołom o podobnych zainteresowaniach budując sobie dumę i duchową tożsamość kogoś, kto doświadczył czegoś niezwykłego. Oczywiście nie chodzi o to, żeby odrzucać z góry takie narzędzia. W końcu z USA przychodzą do nas doniesienia o obiecujących wynikach badań nt. wykorzystania psylocybiny do leczenia depresji a południowoamerykańscy curranderos od wieków używali Ayahuaski do uzdrawiania swoich pobratymców. Problemem jest przywiązanie do mistycznych doświadczeń i hajów kosztem realnej, codziennej, konsekwentnej pracy nad sobą i życie od jednego wzlotu do kolejnego nie robiąc nic z czasem pomiędzy. Nawet medytacja źle stosowana może prowadzić do zbliżonych skutków. Podobnie można traktować duchowe instrukcje czy warsztaty rozwoju – kolekcjonować setki metod i otrzymywać kolejne wyjaśnienia czy wskazówki, żeby poczuć się lepiej i podtrzymywać iluzję kogoś, kto duchowo się rozwija. Warsztat czy odosobnienie (być może zorganizowane w pięknym egzotycznym miejscu) się kończy a codzienna rzeczywistość wydaje się szara, pusta i nudna. Prędzej czy później nastrój się pogarsza i trzeba jechać po kolejną dawkę obecności duchowego guru. A tymczasem można nie robić tak naprawdę nic, nie przestrzegając żadnej dyscypliny i kręcąc się w kółko. Podobnie można popadać w myślenie życzeniowe i fantazje. Pozytywne myślenie dobrze użyte może pomóc wyciągnąć człowieka z pętli negatywnej samokrytyki i zestroić z rzeczami, które bardziej mu służą. Można jednak wpaść w pułapkę myślenia przyjemnych i miłych myśli – i zaniedbywania konkretnych, fizycznych działań. Łatwo jest przeżywać w medytacji stany rozpłynięcia w oceanicznej miłości i życzyć wszystkim istotom szczęścia. Opierając się tylko na tym można wytworzyć sobie obraz samego siebie jako świętego, dobrego i mądrego. Czasem jednak okazuje się, że potem ktoś nadepnie nam na odcisk i cała błogość miłych myśli rozwiewa się i zamienia w gniew lub irytację. Nasze pozytywne intencje są najlepiej sprawdzane przez to, jak odnosimy się do najbliższego otoczenia. Czy pomagamy innym czy w czasie kiedy nasze brudne naczynia piętrzą się w zlewie i utrudniają życie współlokatorom myślimy jak to życzymy wszystkim istotom oświecenia? Dobrym papierem lakmusowym jest rodzina i to jak radzimy sobie w relacjach z najbliższymi. Innym przykładem myślenia życzeniowego jest nieumiejętne wykorzystywanie modlitwy i intencji. Żadne mantry czy praktyki przyciągające bogactwo nie zadziałają, jeżeli nie podejmiemy fizycznych kroków takich jak podjęcie jakiegoś projektu czy zmiana pracy. Innym popularnym mechanizmem jest popadanie w coś, co Trungpa nazywa babcinym współczuciem. Zamiast być asertywną i szanować własne granice, osoba dotknięta tą tendencją daje sobie wchodzić na głowę i utwierdza innych w tym, że ich agresja lub manipulacje ujdą im na sucho. Zamiast zareagować konstruktywną krytyką na negatywne tendencje w otoczeniu myśli „oświecona osoba nie osądza”. Takie fałszywe współczucie przypomina babunię, która pozwala niesfornym wnukom na coraz bardziej niegrzeczne zachowania. Problemem może być też duma czerpana ze swoich wglądów czy duchowych przeżyć. Może ona prowadzić do traktowania innych ludzi z góry, budowania sobie własnego obrazu jako osoby świętej i nieskazitelnej albo rozwijania roszczeniowej postawy . W najbardziej ekstremalnych formach prowadzi do zainteresowania ezoterycznymi technikami, które dadzą możliwość manipulowania rzeczywistością czy innymi istotami wyłącznie dla własnej, egoistycznej korzyści czy wykorzystywania duchowości do tworzenia organizacji czy pięcia się w hierarchii instytucji religijnych po to, aby uzyskać pozycję i władzę nad innymi. Najsubtelniejszy przejaw duchowego materializmu polega na budowaniu sobie historii na temat swoich niezwykłych przeżyć oraz przywiązaniu się do górnolotnych idei czy duchowych terminów. Zamiast wciąż na nowo, świeżo i z pokorą doświadczać rzeczywistości i wchodzić z nią w bezpośredni kontakt, umysł chciałby złapać i zamrozić stany otwartości i wolności, których może doświadczyć np. dzięki medytacji. Myśli typu „chciałbym aby to trwało dłużej”, „to jest oświecenie”, „nie chcę tego stracić” jednak są właśnie tym, co sprawia, że oddalamy się od przebłysków zrozumienia w sidła nawykowego myślenia. Owo nawykowe myślenie operuje też na zasadzie wspomnień toteż może się tak stać, że zamiast być obecni w danym momencie po prostu wspominamy duchowe doświadczenie i próbujemy je odtworzyć za pomocą myśli o przeszłości. Koncepcje takie jak „Pustka”, „Absolut” czy „Czysta Świadomość”, mogą być użyte do wskazywania na doświadczenia, które w swej naturze są pozakonceptualne i niewyrażalne. Istnieje jednak niebezpieczeństwo pomylenia tych koncepcji z faktycznym wglądem. Zamiast autentycznego doświadczenia nagiej rzeczywistości – tkwimy w koncepcji, wyobrażeniu, myśli. Przypomina to oddzielanie się od rzeczywistości za pomocą szyby lub zniekształcania jej za pomocą filtra. Niestety nawet niekonceptualne stany jedności ze wszystkim czy rozpłynięcia się w absolucie czy kompletnej ciszy w umyśle mogą być barierą do autentycznej wolności. Jeżeli nie uzyskujemy wglądów prowadzących do rozmontowania najsubtelniejszych nawyków samooszukiwania się czy niezdrowego przywiązania, to niezwykłe, niewyrażalne żadnym pojęciem absorpcje medytacyjne są tylko rodzajem wakacji od codzienności. W pewnym momencie stan takiego wchłonięcia po krótszym lub dłuższym (czasem trwającym lata) okresie kończy się i na nowo uruchamiają się stare nawyki. Takie duchowe przeżycia mogą stać się niezauważalnie rodzajem złotej klatki lub złotych łańcuchów, których ego używa, aby znaleźć bezpieczne schronienie. Ego, które przeżywa to wszystko, widzi i doświadcza tych niezwykłych stanów . Niestety może się okazać, że takie podejście zamiast prowadzić do wolności, miłości i nas relaksować – prowadzi tylko do kolejnych napięć, ograniczania się i wzrostu egocentryzmu. Co w takim razie robić? Jest to temat na osobny artykuł… Na początek warto pamiętać, że kluczowa jest świadomość naszych własnych ograniczeń i tendencji umysłu. Jak to dobrze ujął Trungpa „oświecenie zawiera w sobie widzenie wyraźniej swojego pomieszania”. Nie chodzi to aby uciec od problemów – nie szukamy drogi ucieczki od życia i jego problemów, ale tak naprawdę szukamy drogi do wejścia w nie i życia w pełni. |
AutorTkanka.eu Kategorie
Wszystkie
Archiwa
Lipiec 2022
|